poniedziałek, 16 lutego 2015

5. ''Sometimes things just fall apart.''

~ 3 ~

 Riker

#28 września, Lowell.
Klub.

- …a oni sobie party w kiblu urządzają. Co za debile, no ja nie mogę… Rydel? – Odwracam głowę w poszukiwaniu siostry, której stukot koturnów powinien teraz rozchodzić się za moimi plecami. – Rydel, do cholery, czy ty…?
I wtedy ją dostrzegam. Leży na ziemi w miejscu, gdzie przed chwilą widziałem ją stojącą i wydaje się nawet nie oddychać. Zawieszony między drzwiami toalety, z których dochodzą coraz głośniejsze krzyki, a nieprzytomną siostrą nie bardzo wiem, co robić.
Mamo, tato?
Szlag. Podbiegam do Delly i przyklękam obok jej głowy.
- Del? Delly? – Klepię ją po policzku, jednak jej powieki ani drgną. Pochylam się niżej i przystawiam ucho do jej nosa. Oddech słaby i nikły, ale jest. Sprawdzam tętno. To samo.
Przeciągłe wycie z toalety zwraca moją uwagę. Co wyście narobili?
Coraz bardziej trzęsącymi się rękoma wyciągam z kieszeni telefon i próbuję odblokować klawiaturę. Hasło nagle samo wyleciało mi z głowy, ale po kilku pomyłkach zostaje zaakceptowane. Wybieram z szybkiego wybierania numer mamy.
Przykładam słuchawkę do ucha, starając się powstrzymać przed pójściem do Rossa i Rocky’ego.
Trzymajcie się, błagam was, jeszcze chwila…
- Halo, mama? – odzywam się, gdy ustają pojedyncze sygnały.
- Przepraszamy, wybrany numer nie odpowiada, prosimy…
- Kurwa! – Rzucam telefon na ziemię. Jeszcze raz sprawdzam puls u Delly, upewniając się, że jej osłabione serce nadal bije, po czym zrywam się z podłogi i biegnę w stronę toalety.
Przeciągłe wycie Rocky’ego wywołuje gęsią skórkę chyba na całym moim ciele, a krzyk Rossa wcale nie pomaga.
- Otwórzcie te drzwi! – Krzyczę, waląc pięściami w zimny metal.
- Riker?! – Słyszę głos Shora. - Riker, pomóż, proszę… Rocky? Rocky?!
Rozlega się kolejny huk, a krzyk młodszego brata cichnie.
- Ross, otwórz te pieprzone drzwi! – Szarpię za klamkę.
- Co?! Już, ja...
Zamek w końcu ustępuje i drzwi otwierają się na całą szerokość, uderzając o ścianę.
Pierwsze, co widzę, to Rocky leżący na kafelkach w dość niedużym pomieszczeniu. Wydaje się być nieprzytomny. Obok niego klęczy Ross, oddychając ciężko i klepiąc starszego brata po policzku.
- Co wyście zrobili? – Przysiadam z drugiej strony ciała szatyna i patrzę na Rossa. Chłopak kuli się pod moim spojrzeniem.
- Ja… My nie… - Zaczyna się jąkać, nie ustając w próbach ocucenia Rocky’ego. - On… On wziął za dużo, nie powinien… Ma słabą głowę i…
Nie musi kończyć, już wiem, o co chodzi. Nie rozumiem tylko, jak mogłem tego nie dostrzec, bo jestem pewny, że to nie był pierwszy raz.
- Do końca was pogięło?! Ross, ty debilu!
- Tak, wiem! Wiem! Pomóż mi go zabrać, do szpitala, gdziekolwiek… - Ross już prawie płacze, ale widzę jego rozbiegane, przekrwione oczy.
- Ty też brałeś?! – Nie mogę w to uwierzyć. Mój mały braciszek…
- Trochę, ale on więcej – mówi szybko i nieskładnie. – Błagam, pomóż mi go stąd zabrać…
Warczę jedynie w odpowiedzi i wsuwam lewą rękę pod ramię Rocky’ego.
- Bierz go z drugiej strony i wstawaj – syczę tylko i podnoszę się lekko z przysiadu.
Ross, nie przestając kiwać głową, robi to, co kazałem.

#Lowell.

- Czy was do reszty pogięło? – Powtarzam pytanie, przekręcając kluczyk w stacyjce samochodu, a Ross wreszcie zamyka drzwi. Jeszcze raz skinieniem ręki dziękuję księdzu, który użyczył nam wozu, i wycofuję forda z miejsca parkingowego.
- Soo ja poradzę? – mruczy Ross, masując się po skroniach. – Ja nicc...
- Riker?
- Delly? – Obracam się. Rydel przeczesuje włosy palcami i przeciera dłonią przerażająco bladą twarz. Cholera, cholera, cholera...
- Gdzie jedziemy? – pyta, przytulając się do przedniego fotela, na którym siedzę.
- Do szpitala, siedź spokojnie.
Łapię ją za zimną dłoń, którą dotknęła mojego ramienia.
Ciężko było ją, właściwie ich wszystkich ''wrzucić'' na tyły parkingu niezauważonych, ale pomógł nam owy ksiądz, który cholera wie,  co tam robił. Ważne, że nikomu nie wygada. Chyba.
- Ooo… cześć Rocky. – Delly odwraca głowę w stronę młodszego brata. – Czemu śpisz?
Nabuzowany patrzę w lusterko i widzę jego zamknięte oczy i ból wymalowany na twarzy. Mamrocze coś pod nosem, ale na pewno nie jest przytomny.
- Zapnijcie pasy – mówię, wyjeżdżając na główną ulicę.
- Riker, o co…?
- Zapnijcie pasy.
Szybkość jazdy pojawia się w sekundę. Ogarniam wzrokiem całą ulicę, manewrując jednocześnie biegami i sprzęgłem.
Rydel robi, o co prosiłem, opiera się o swoje siedzenie i zamyka oczy.
- Ile to już trwa?
Ross nie zauważa, że mówię do niego. Powstrzymując się od mocniejszego uderzenia, szturcham go w ramie.
- Chooleeraaa, booolli. – Spogląda na mnie coraz bardziej mętnymi oczami. – Coo? Jaaaa niee wiem... Jak tooo... Czszeekaj, lluuty...?
- Od lutego?! – Skręcam w prawo, gdy dostrzegam drogowskaz z informacją o położeniu szpitala. – Jesteście nienormalni?!
- Niee krzyycz… - Ross jęczy i pochyla się do przodu, szarpiąc się za włosy.
- Jak mam nie…?! – Zaciskam dłonie na kierownicy i biorę głęboki wdech. – Ross. Do diaska, Ross, czemu?  Po cholerę wam to było?!
- Nie daw… dawałem rady. Nie potrafiłem... Disney, koncerty... Marano, Boooże... Głowa tak bardzo boliii… Czemu tu jest tak kolorowo? – Spogląda na mnie przerażająco nieprzytomnym wzrokiem.
- Co ma do tego Laura? Zresztą, nieważne. Zawiodłeś mnie, Ross. Wy obaj.
- Odpieprz się, mamusiu! – warczy blondyn i zaraz opiera głowę o dłonie. Jęczy.
- Czy wy zdajecie sobie sprawę z konsekwencji?
- Kon... co?
Klnę pod nosem. Spokojnie.
- Rozumiesz w ogóle, co zrobiliście?!
- Nicc.
Blondyn opiera się o siedzenie i przymyka oczy. Zaczyna głęboko oddychać.
- Tak, oczywiście! Okłamywanie rodziny, wydawanie ogromu pieniędzy, bo przecież te śmiecie na pewno tanie nie były, i przede wszystkim to cholerne ćpanie to przecież normalka! Codzienność! N i c!
- Zamknij ryj! - krzyczy szybko i o dziwo wyraźnie. Nie wiem,  czy to miało mnie uspokoić, ale zadziałało całkowicie odwrotnie.
- Prawda boli?!
- Nic nie rozumiesz!
- A co tu do rozumienia?!
Patrzę szybko w lusterko, orientując się, czy rodzeństwo się nie obudziło. Rydel leniwie uchyla powieki i marszczy czoło.
- Gdzie my... - Rozgląda się, ale widocznie świadomość do niej wraca. - A Ryland?
Rzeczywiście. Poszedł szukać tych debili na zewnątrz i nikt nie zdążył go poinformować, że dawno się znaleźli. Rodziców zresztą też. I Ratliffa.
- To było jedyne wyjście, ucieczka! - Ross macha nerwowo rękami. Ignoruję go.
- Wszystko jest dobrze - uspakajam siostrę.
Wyciągam z kieszeni telefon i, patrząc co dwie sekundy na jezdnię, wpisuję hasło. W rogu ekranu dostrzegam dość pokaźną rysę, która pojawiła się pewnie w wyniku uderzenia. Wybieram numer Rylanda i przykładam telefon do ucha.
- Z a w s z e  jest jakieś wyjście, Ross - mówię, czekając na połączenie.
- Nie, nic rozumiesz, nikt nie rozumie - śmieje się gorzko. To nie jest już ta sama osoba, która parę lat temu wpadła do domu z ogromną radością na twarzy, bo dostała pierwszą, grubszą rolę w serialu. Już dawno nie widziałem tego uśmiechu. - Zatrzymaj się.
- Co? Nie - odpowiadam natychmiast. Słyszę pierwszy sygnał.
- Riker, zatrzymaj się.
- Nie!
Drugi sygnał.
- Tak! - krzyczy.
- Nie i ogarnij się!
Szturcham go ramieniem żeby się uciszył, nie chcę znowu budzić reszty. On odbiera to inaczej.
- Wypuść mnie! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! - Oddaje mi mocniej i trąca kierownicę.
Trzeci sygnał. Przyciskam barkiem telefon do ucha, przekrzywiając głowę. Wbijam paznokcie w tapicerkę biednej kierownicy i łapię ją mocno obiema dłońmi. Uderzam brata łokciem w celu odsunięcia go od siebie; tracę widoczność drogi.
Czwarty sygnał.
- Halo?
- Ryland...
Tylko to zdążam wypowiedzieć. Ross całym swoim ciałem spycha mnie na lewo. Pod wpływem impulsu puszczam kierownicę, kiedy brat kładzie się na mnie, tracąc równowagę. Auto wiruje i z zawrotną prędkością pcha się do przodu.
Krzyki.
Przerażenie.
Gorączkowo szukam wyjścia z sytuacji, sam zresztą krzycząc.
Do czego służy to koło ze znaczkiem Forda na środku? Halo, co się dzieje? Zapominam ile to jest dwa plus dwa.
W jednej chwili słyszę i czuję dwie rzeczy - w połowie ledwo zaczętego zdania głos Rylanda przerywa kolejny krzyk i głuche, mocne uderzenie samochodu.


- Cześć, braciszku. - Zaglądam przez szklany inkubator.
- Ma na imię Ryland - szepcze mama, pochylając się nad moim uchem.
- Wiem. - Kiwam głową, nie odwracając głowy od nowego członka naszej rodziny. - Ryland, jesteś najmłodszy. Będę miał na ciebie oko, twoi bracia potrafią nieźle rozrabiać.
- A ty to może nie? - śmieje się mama, targając mi włosy.
- Ja? Ja jestem najstarszy. Muszę być doroślejszy, co nie?







No cóż.
Blog wchodzi na swoje destrukcyjne tory, o których mówiłyśmy już na początku. :')
Raff z tej strony, pozdrawiam Was znad pracy o barwnikach w roślinach with Ania. Za jakie grzechy.
Jak już widać - rozkręcamy naszą fabułę na wszystkich członków R5, nie tylko Dell, która przez prolog wydawała Wam się jedynym obiektem, jaki będziemy w tym blogu katować, a inni będą na nią patrzeć. Czy to nie byłoby za proste jak na progi Spaffy?
Swoją drogą, bardzo lubię ten rozdział, pracowałyśmy nad nim trochę dłużej niż zwykle.
Dziękujemy wszystkim za wsparcie i za komentarze, na które wciąż czekamy! Tak wielki odzew pojawił się pod prologiem, a rozdziały cieszą się znacznie mniejszą popularnością. Jedni wychodzą, bo Laury nie ma, inni - bo Laura jest... Temat Raury jest już wyjaśniony, więc nie będę się wypowiadać.
Moja blokada w pisaniu trwa nieprzerwanie od listopada, więc nie spodziewam się jakiegoś nagłego napadu weny. Próbowałam już wszystkiego, każdych możliwych sposobów. Nic nie potrafię napisać.
Miłego tygodnia, moje herbatniczki! Ania, szmata, ferie zaczyna. Tak bardzo ból.
By cię tak śnieg zasypał, Lovely. D:
Do następnego,
Raffy.


Śnieg mnie nie zasypie :c
Anyway. Asklphbsiwbdonx. Co za frajerowate R5ers pieprzyły, że nowe "Let's not be alone" niczym się nie różni od hakerskiej wersji?! No które?! Zabiję. Raff i Ania faza na LNBA. <33
Anyway. (Faza Ani na "anyway".) Kilka spraw. Co do komentarzy itp, podpisuję się pod notką Raff. Co do rozdziału piątego... Sometimes things just fall apart, don't they? Witamy na blogu Spaffy. Rozpoczynamy rozgrzewkę, jak dotąd zwiedzaliśmy tylko szatnię. Rydel? Sama Rydel? To nie w naszym stylu. C: Prawda, że rozdział ten był mocno poprawiany. Efekt końcowy przed Wami.
Tak, tak. Ania ma ferie. Weekend 14-15 lutego spędziła na rysowaniu, czego efekty macie tutaj: [Klikaj. Rajt nał. I lajkuj.]. Tak, fazę na Nejfa też mam. I na R5. Czekam na koncerty i albumy obu tych zacnych artystów. *-*
Mika, czyń honory.
Wasza Sparrow, która zaraz weźmie się za R28.




7 komentarzy:

  1. O Jezusie, oJezusie!
    AAAAAAA!
    EMOŁSZYN!
    MIKA, DAŁNIE, ZAMKNIJ USTA, NIE WYGLĄDASZ INTELIGENTNIE.
    DŻIZAS KRAJST, LACZKI!
    ZASKOCZYŁYŚCIE MNIE PO RAX 987655.
    GENIALNIE.
    CHYLĘ CZOŁA!
    NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ TEGO!
    Oczywiście wiem, że oni nie umrą, bo...
    Wait.
    Człog.
    Ania.
    Tysia i jej mordercze zapędy po matce Mice.
    NIE WIEM!
    KTOŚ Z TEGO NIE WYJDZIE CAŁY.
    BOJAM SIĘ.
    POCZEBUJĘ CIASTA ZBOŻOWEGO NA POCIESZENIE.
    JESTEŚCIE GENIALNE!
    KOCHAM!
    beznadziejny komentarz, sori,
    Mikusia

    OdpowiedzUsuń
  2. O k*rwa....
    Nie za dużo tego dramatu?
    Debile, debile i jeszcze raz debile.
    Co więcej mogę powiedzieć?
    Riker jak zwykle święty...chociaż on.
    A Ross...
    Nie dość, że naćpany, to jeszcze wypadek powoduje!!
    Rocky...kochanie!
    jdshnsxgcfdgf
    MASAKRA!
    ;-;

    OdpowiedzUsuń
  3. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! !!!!!!!!!!
    sihiwjosnsudmwoamwios,qpajw
    Gdzie mogę oddać psychikę do reklamacji, bo moją (i tak już porządnie uszkodzoną ) pewne dwie dziewczyny rozwaliły dokumentnie?
    Czuję się rozdarta :
    Mój zmysł genialnego krytyka literatury mówi : wspaniale! Mają dziewczyny talent! Nigdy nie przestają zaskakiwać czytelnika! To się nazwya pomysł!
    Ale moje serduszko, które ZAWSZE przywiązuje się do postaci mówi : nieeeeeeeeeeeeee *spadając z klifu*

    Riker jest najwsapnialszym starszym bratem na całej zasranej planecie i jeśli Rossy, moje kochanie nie będziesz go szanować inie ogarniesz się jakie masz szczęście, że to twój brat, to na niego nie zasługujesz i możesz mi go oddać!

    Boję się co zrobicie z tymi, którzy zostali i nie wsiedli do samochodu, o rodzeństwie Lynch w fordzie nie wspominając.
    Biedny ksiądz, biedny Rikreke, biiedni wszyscy.

    A teraz idę się popłakać, dostać szału i może spróbuję sobie wmówić, że wszystko będzie dobrze. Nie będzie :'''''''( Czuję to, ale wolę nie zgadywać co się stanie. I tak nie zgadne.

    To do następnego, jeśli go dożyje
    pocieszam się tym, że też mam ferie. Nie pomaga.
    Eh...
    Nie przejmujcie się mną, jakoś to przetrwam
    Pozdrawiam - Jane (r5-sny-nie-spelnione.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  4. Puk, puk.
    Halo?
    Pamięta mnie ktoś?

    Mam wielką nadzieję, że nie. Naprawdę.

    Nie było mnie. Długo mnie tu nie było. I to jest dla mnie dziwne, bo kiedyś blogi były ważną częścią życia, a teraz muszę się wręcz zmuszać, żeby zalogowac się na bloggera i znów być Niepozorną Romantyczką.
    Chyba już nie lubię tej kobiety, wiecie? Działa mi na nerwy.
    Więc byłoby łatwiej gdybyście też jej nie lubiły. Zgoda w niektórych sprawach jest zbawienna.

    Trochę przytłaczający początek. Chyba wracam do punktu wyjścia. A przecież po coś tu przyszłam.


    Tutaj dwa rozdziały mogą przynieść wiele. Sielankę albo tragedię. Nad tym nie trzeba było się długo zastanawiać.
    Rydel bardzo dobrze pasuje do roli wykończonej i wyglodzonej dziewczyny. Jest prawdziwa, a ja tak bałam się sztuczności.
    Ellington jest tym, kim zawsze jest. Swego rodzaju klaunem, który ma rozładować napięcie. Jest to w wielu sytuacjach przydatne, ale przecież człowiek ma wiele twarzy. Byłoby naprawdę ciekawie, gdyby pokazał ich więcej.
    Riker w roli odpowiedzialnego brata już wszedł nam w krew, tobie szczególnie, Aniu. I spełnia swoją rolę.
    Za to niezbyt widzę Rocky'ego w roli ćpuna, ale poczekam i zobaczę, jak to się rozwinie.
    Czekać też będę na rozwój sytuacji po wypadku. Jestem ciekawa, jakie zostaną z tego wyciągnięte wnioski.


    Spojrzałem teraz na to co napisałam i stwierdziłam, że tylko początek jest dobry. Niepozorna Romantyczka działa mi na nerwy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Yeessssss!!! Po całym tygodniu dorwałam komputer. Luz, tylko kilkanaście blogów do skomentowania. Oczywiście zaczynam od Czouga.

    Komentuję ten rozdział dzień/dwa po przeczytaniu. Wiecie jak mi serce waliło?! Nie wiecie! Bardzo!
    Kurde, znów zaczynam od końca.

    Ja rozumiem, dramat dramatem. Serio, jestem osobą, która rozumie wiele rzeczy, ale waszej chęci krzywdzenia wszystkich bohaterów po kolei, nie potrafię zrozumieć. Nie no, właściwie to... Dziwi mnie tylko krzywdzenie Rikera.
    W momencie czytania o Rocky'm, miałam ochotę sięgnąć go i potrząsnąć, przy okazji krzycząc: "Żyj, Rocky!". Ale napotkałam opór ekranu telefonu. Łzy na wierzchu, ale wtedy przypominam sobie, że w R8 prawdopodobnie będzie jego perspektywa. Wdech, wydech, Rocky jeszcze będzie żyć.
    A Rossa to bym chętnie spoliczkowała! I to tak porządnie, żeby zapamiętał, że przepychanki w samochodzie grożą wypadkiem. Miejmy nadzieję, że zapamięta.
    CO WY ZROBIŁYŚCIE?!
    Zbyt emocjonalnie do tego podchodzę. No ale no! Mężu, nie umieraj! Wiedziałam, że to nie będzie zwyczajny blog, ale nie spodziewałam się, że już w piątym rozdziale przyprawicie mnie o zawał.
    Matko... Ktoś ucierpi... Przeczuwam to.
    Przecież ja nie wytrzymam do 26! Ale nie mam wyboru.
    xoxo
    ~Liv~

    OdpowiedzUsuń
  6. Rydel ma zaburzenia odżywiania, Rocky z Rossem ćpają na potęgę. A co z Rikerem? Ratliffem? Rylandem? Czy ich też ukażecie? Jeśli tak, to jak? Chociaż widzę, że Riker już cierpi. Przez swoje rodzeństwo. Przez ciągłe zamartwianie się czy Rydel zjadła cokolwiek i teraz jeszcze dochodzą do tego jego bracia. Teraz będzie cierpiał potrójnie. Będzie wyrzucał sobie, że ich nie dopilnował, nie zajął się nimi, wcześniej nie zauważył zmian. Ale czy od tego można się jakoś uchronić? Czy można temu jakoś zaradzić? Może rozmową? Może... Ale widać, że Ross nie chciał. Wolał się sam sobą zająć i widać jak skończył. W najgorszym możliwym miejscu. Jeszcze ta końcówka, gdy Ross na niego napiera. Oszalał. Ross całkowicie oszalał. Najbardziej było mi szkoda siedzących na tyłach Rydel i Rocky'ego, którzy całkowicie nie ogarniali tego, co się dzieje. Tego, że ich młodszy brat spowodował wypadek - akurat co do tego, nie mam żadnych wątpliwości.

    Chyba, tak jakby, odrobinę nie mogę się doczekać rozdziału 6. Dużo weny, dziewczyny. Weny, czasu i chęci do pisania. Tak myślę ;) Pozdrawiam!

    - matrioszkaa! xx

    OdpowiedzUsuń
  7. W takim momencie... Nienawidzę was :P
    Ja chcę kolejny rozdział ;D
    http://smileeeyou.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń