niedziela, 8 marca 2015

7. "Tell me, what do I have to do?"



~ 21 

- Hej, jestem Rocky. Mam... miałem problem z narkotykami.
- Cześć, jestem Riker. Nie mam pojęcia, co powiedzieć.
- Jestem Ross.
- Jestem Rydel i nie wiem, co tutaj robię.


Riker

#29 październik, Los Angeles.
Szpital psychiatryczny.


Trzask drzwi.
- Co za kutasy.
Podnoszę powieki, gdy słyszę głos swojej siostry. Ma zapuchnięte od płaczu oczy, potargane włosy i rozciągnięty t-shirt. Pamiętam tą koszulkę. Sam jej ją wybierałem, gdy poszliśmy na małe zakupy podczas trasy w Europie.
- Czyli standard? - rzucam jedynie, znając zresztą odpowiedź.
- Nie wiem, jak oni to robią. - Delly siada ciężko na łóżko. Materac ledwo się pod nią ugina, co wciąż mnie trochę przeraża. - Za każdym razem to samo - wzdycha, wlepiając wzrok w gołe, ciemne panele.
- Bo już trzeci raz idziesz w tę samą stronę - burczę identyczne wytłumaczenie już po raz drugi. W celach pedagigicznych nie proponuję oczywiście, żeby chociaż raz poszła w drugą.
Sięgam do szuflady małej komódki stojącej przy łóżku i na ślepo wyciągam z niej paczkę papierosów.
- Zostawiłbyś wreszcie ten szajs - krzywi się Rydel, patrząc na zapalniczkę, którą zgarniam razem z papierosami.
- Zaczęłabyś wreszcie jeść - odgryzam się i wsadzam fajkę do ust.
Co prawda na leżąco pali się nie  najwygodniej, ale jestem zbyt najedzony, żeby podnieść dupsko i kulturalnie stanąć z tym obrzydlistwem przy oknie.
- ''Palenie zabija powoli'' - czyta siostra, trzymając w dłoni pół pełne (czy pół puste, jak kto woli) opakowanie, tym razem Camelów.
- To dobrze się składa. - Wypuszczam dym z ust. Pali mnie w płucach, dławię kaszel.  - Bo wcale mi się nie spieszy.
Delly prycha i rzuca paczkę na pościel.
- Jakoś tamtego dnia na to nie wyglądało - szydzi i podnosi się z łóżka.
Słyszę burczenie. I nie wydobywa się ono z mojego brzucha.
- Idź coś zjeść. - Ten sam tekst powtarzam już od paru miesięcy.
- Ta. - Słyszę równie przewidywalną odpowiedź.
Rydel wychodzi z pokoju, trzaskając drzwiami. A ja gaszę papierosa.
Wiem, że niedługo i tak sięgnę po następnego.
Ryland nie byłby zbyt dumny. Ja zresztą też nie jestem.
Przepraszam, Ryland, że spędzam mini rocznicę twojej śmierci w ten sposób. Ale inaczej już chyba się nie da.



Ross

#29 październik, Los Angeles.
Szpital psychiatryczny.

Nadal nie mam pojęcia, jak rodzice załatwili tę sprawę z telefonami, ale byłem im za to wdzięczny. Co prawda opiekunowie i psycholodzy sprawdzają je nam, czyli mojemu rodzeństwu, przynajmniej raz dziennie, ale to niewiele zmienia. Ważne, że je mamy.
Potrzebuję tylko zajrzeć czasem na konta na twitterze i innych stronach. Odpisuję na niektóre pytania i posty fanów. Jedne są pocieszające, inne zawierają słowa, których nie powstydziłby się niejeden zawodowy zabijaka. Bez względu ich treść i miejsce opublikowania, jest ich miliony. Od fanów i antyfanów, z tym że liczba tych drugich jakby się zmniejszyła. Tych pierwszych zresztą też.
@gulia_455: "co porabiasz?"
Nie znam człowieka, ale prozaiczne pytanie do mnie przemawia. Odpisuję, poprawiając się na twardych panelach.
@rossr5 @gulia_455 "Aktualnie grzeję podłogę."
Wyklinam w duchu na kość ogonową, boli mnie już od tego siedzenia gdzie popadnie. I zaraz widzę tysiące komentarzy, retweetów i polubień.
Z jednej strony jest to zabawne i trochę denerwujące, z drugiej jednak miłe. Jakbym nie patrzał, na ich miejscu odwróciłbym się do mnie tyłem i jeszcze zmiótł nogą piasek, po czym - z godnością lub podkulonym ogonem, jak kto woli - oddaliłbym się, ewentualnie spoglądając za siebie parę razy, żeby sprawdzić, czy to, co się stało, nie jest jednak jakimś dużym żartem.
Nie jest.



Riker

#29 październik, Los Angeles.
Szpital psychiatryczny.

Niespodziewanie napływa do mnie pewne wspomnienie. Miłe wspomnienie.
Przypominam sobie pierwszy raz, gdy natknąłem się na jednego ze swoich fanów.
Wracam ze sklepu, do którego mama wysłała mnie po sok i pomidory, gwiżdżąc przy tym pod nosem, gdy nagle ktoś mnie zaczepia.
- Hej, ty jesteś Riker? Riker Lynch, prawda? - pyta jakaś dziewczyna. Ma na oko 14 lat, jasne, długie włosy i ekscytację w oczach.
- Tak. - Uśmiecham się, czując napływające do policzków ciepło. - Tak, to ja.
- Czy mogę prosić cię o autograf i zdjęcie? - prosi. - Jestem waszą fanką. Super gracie!
- Dzięki bardzo, cieszę się, że ci się podoba.
Z lekkim zaskoczeniem podpisuję jej koszulkę markerem, który wyciągnęła ze szkolnego plecaka, robię sobie z nią zdjęcie, odruchowo poprawiając wiecznie potarganą grzywkę i przytulam blondynkę, gdy o to prosi.
Wspaniałe uczucie.
- Dziękuję - mówi dziewczyna. - Grajcie tak dalej, a zajdziecie daleko!
I odchodzi, co chwilę na mnie zerkając zza ramienia.
Czuję, że uśmiecham się do siebie jak debil, stojąc na środku chodnika.
Jakiś ktoś przejeżdża obok na rowerze, dzwoniąc na mnie z wyrzutem, bo zastępuję mu drogę.
Ten dzwonek staje się dla mnie jednak czymś innym - oznacza początek. Początek czegoś wielkiego. Czegoś, co można dokonać, jeśli się tylko chce.
I my tego dokonamy. Czuję to. Wiem to.
Szczęśliwy biegnę do domu, żeby opowiedzieć rodzinie tę krótką historyjkę sprzed chwili.
Czegoś wielkiego. Początek czegoś wielkiego.
Tak... Udało się. NAM się udało.
Wyrzucam peta do popielniczki koło łóżka.
Tylko dlaczego musiało się to skończyć w taki sposób?



Rydel

#29 październik, Los Angeles.
Szpital psychiatryczny.

Zatrzaskuję drzwi.
Łzy cisną mi się do oczu niemiłosiernie odkąd wyszłam od Rikera, więc w końcu daję im upust. Ze szlochem rzucam się na łóżko i wtulam twarz w poduszkę.
Wszystko się rujnuje.
Szpital psychiatryczny. W Los Angeles.
Śmiać mi się chce. Przeprowadzamy się do LA.
I do czego to doprowadziło? Może teraz, zamiast wypłakiwać morze łez, siedziałabym w swoim pokoju w Littleton, który dzieliłam z Rikerem, i pocieszała młodszego brata po nieudanej randce z dziewczyną, która mu się podoba, czy też pomagałabym mamie w kuchni... Może uczyłabym się w pokoju w akademiku na jakichś lepszych studiach.
Ale nie.
Jedźmy do Los Angeles, zobaczysz, wszystko się zmieni, będzie dobrze.
Czy powiedziałbyś to jeszcze raz, Riker, gdybyś mógł cofnąć czas? Czy pocieszałbyś Rylanda w drodze do ‘miasta aniołów’, gdy tak bardzo nie chciał opuszczać przyjaciół? Czy upewniałbyś mnie nadal w przekonaniu, że nam się uda?
Ha.

Unoszę obolałe powieki. Halo, gdzie moja sala szpitalna?
Blask słońca w zenicie masakruje moje gałki oczne, opuszczam więc wciąż bolące powieki na tyle, by móc chociaż widzieć spod nich wąski obraz.
Krzyki, płacze, dźwięki aparatów. Błyski fleszy.
- Gdzie zostaną przeniesieni Lynchowie?
- Jaki będzie czas ich odwyku?
- Co dokładnie było przyczyną pobytu?
Głosy, pytania, kobiety, mężczyźni.
Ciekawość, dociekliwość, natarczywość. Wszędzie i z każdej strony.
Płacz. Znowu.
Rozpoznaję ten płacz. Ta osoba rzadko płacze, ale to nie ma znaczenia.
Ratliff.
Szuranie kółek po betonie, skrzypienie metalu.
Zamykam oczy, słońce boli.
Uświadamiam sobie, że leżę. Nie na swoim szpitalnym łóżku. To jest twardsze. I mam do niego przywiązane kończyny.
- Spieprzajcie! Wypuśćcie mnie!
Ross? Ross, gdzie jesteś?
Stuknięcie, trzaśnięcie drzwiami samochodu.
- Rydel? - Riker? - Rydel, księżniczko, wszystko będzie dobrze, słyszysz? Wypuszczą nas z tego wariatkowa za parę dni.
Wariatkowa?
- Ratliff?  - mruczę, próbując się wyrwać z uścisków pasów.
- Ona mnie woła! Proszę mnie puścić! Puść mnie pan!
Kolejne stuknięcie, kolejny trzask drzwi samochodu.
Ktoś porusza moim łóżkiem, zaczyna je prowadzić szybciej po twardej powierzchni.
- Delly! Dells! - Czuję ciepły dotyk na dłoni.
Ratliff zaciska  palce na moim nadgarstku.
- Wypuszczą cię, rozumiesz? Trzymaj się - mówi szybko, ledwo rozpoznaję kolejne słowa. - Puśćże mnie pan! Spieprzaj! Rydel, wytrzymasz, jestem przy tobie. Zawsze... Idź pan w cholerę! Zawsze przy tobie będę, żaden psychiatryk nas nie rozdzieli! Ała!
Psychiatryk?
Stuknięcie, moje łóżko unosi się nieznacznie. Dłoń Ratliffa puszcza mój nadgarstek, zadrapuje przypadkiem skórę na moich palach. Pomieszczenie. Wnętrze samochodu.
Unoszę z powrotem powieki, słońce znikło, irytujące dźwięki znikły, krzyk Rata znikł.
Zniknął cały świat.
Będę tęsknić, Ell.





End aj low ju mooor, mooooor den jul eeewer nouuu... ♪
"More Than You'll Ever Know" by Nathan Sykes ( https://apps.be-hookd.com/nsykesbuzz/inside.php ) na słuchawkach i witam.
Witam serdecznie, witam gorąco, witam cieplutko, bo kołderka nadal w pluszowej poszwie. <3 Witam w imieniu Spaffy, bo Raff zajęta i prosi, by napisać też za nię. Of course, nie posiadam jej czarnego poczucia humoru, więc... Nieważne.
Nie wiem, co tutaj pisać, honestly, bo rozdział... O, wiem. Ten rozdział miał być pierwszym. Tak, taka ciekawostka.
Miałyśmy otworzyć nową zakładkę, ale to się stanie albo przed wstawieniem R8, albo wraz z nim.
 Latam dookoła plecaka, bo jutro jadę na pokot teatralny. 25km stąd. Od 8 rano do 21 wieczorem. A latam, jakbym jechała na tydzień. Szszsz, szysko musi być, strój, mejkapery, legitymacja. Ale znacie pakowanie sie - i tak zawsze sie czegoś zapomina :')
Także pozdrawiamy i zapraszamy za 10 dni na rozdział 8, gdzie pojawi się pov Rocky'ego. C: Taki spoiler.
Baj, Poduszeczki! (Wybacz, Raff, ale nie umiem [': )

6 komentarzy:

  1. KTO CZYTAŁ TEN ROZDZIAŁ PRZEDPREMIEROWO?
    *QUEEN MIKUNIA*
    FRAAAAAJEEEEERZY!
    ZNACZY TEN, HAJA, RAFFUNIA, HAJA ANULKA, HAJA, LUDZIE DOBREJ WOLI!
    No, wystarczy tych uprzejmości, bo mi bicz fejs się spsuje od uśmiechania i stracę jeden ze sposobów spławiania Murzynów.
    Kropki w dialogach złamały moje serce i już nigdy nie będę tym samym człowiekiem.
    A TERAZ WSZYSCY WSTAŃMY I POŚWIĘĆMY MINUTĘ CISZY KU PAMIĘCI ZMARŁEGO W TAK MŁODYM WIEKU RYLANDA.
    60, 59, 58, 50, 45, 39, 33, 27, 25, 21, 18, 14, 11, 7, 4, 3, 2, 1
    DONE!
    JDJSISSNZNSOKSLAK, EEEEEEE MAKARENA!
    Już możecie oddychać i zapalać światełka pamięci.
    Biedny Ryland, ginie na każdym blogu. Ktoś kiedyś powinień napisać story, gdzie dorasta i staje się le...
    Nie, Mózgu, przestań, mamy już dwa blogi.
    WYŁĄCZCIE MI MÓZG, PLIIIIIIS!
    Wixa w psycholowie.
    Nie wiem dlaczemu, jak czytałam tę scenę z Helgą Klocek z Wermachtu i Ellem, miałam przed oczami "Lot nad kukułczym gniazdem". Ta książka spaczyła moje spojrzenie na psycholowo, serio.
    ZAWSZE BĘDĘ PRZY TOBIE, tylko poczekaj tak trzy minutki, zrobię kupę.
    *3 minutes later*
    ŻADEN PSYCHIATRYK NAS NIE ROZDZIELI!
    Słodkie to. Takie urocze. Takie romantyczne. Gdybym miała serce, mogłabym się wzruszyć nawet!
    Ross i twitter skojarzył mi się z gimbami i ich statusami "kac morderca nie ma serca" po oblizaniu kapsla od Karmi.
    Za to Rydel i Rikera rozkminy urzekły mnie. I to mocno. Lubię tę część rozdziałów.
    Ta historyjka z fanką i dzwonkiem od roweru, niby tylko jakieś odległe wspomnienie czasów, które już nie wrócą, a z drugiej stony taki kop motywacyjny, bo skoro udało się wspiąć na szczyt raz, to uda się i drugi. Wiadomo, upadki z wysoka tłuką coś więcej niż tylko dupę, ale jeśli ma się dobry klej, wszystko się poskleja, szczegół, że później to nie wygląda już tak samo. Mam wrażenie, że takim klejem będzie Rat. Przynajmniej dla Dells.
    Wiecie, co mi się najbardziej spodobało? Ta beznamiętność w śmierci młodego. Zero opisów. Zero płaczy i gorzkich żali. Jedno zdanie. Jedno krótkie zdanie. To było takie sukowate, że całkowicie mnie podbiło.
    Kropki dalej mnie bolą, więc wybaczcie nieskładność.
    Kocham,
    Mikula

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie potrafię, nie mogę pisać komentarzy na tym blogu.
    Jak do cholry opisać moje uczucia czy reakcje?
    Czuję się tak, jakby coś rozdzrło mi serce pazurami. Znowu płakałam. Przez prawie caĺy rozdział. Wciąż płaczę. Przepraszam za takie komentarze, ale naprawdę nie mogę inaczej. Lepiej już pójdę się wypłakać. Ale na kolejny będę czekać z niecierpliwością. To jest jak narkotyk. Uzależnia. I czuję się jakby wyniszczało mnie od środka. Jak możecie to robić? Ta, chyba lepiej pójdę się wypłakać i opanować.
    Do następnego
    ~ Jane

    OdpowiedzUsuń
  3. To znaczy, że go już nie będzie? Tak po prostu? Czyli nie żartowałaś z tym, że im mniej postaci, tym mniej do pisania?
    Ja nie płaczę z byle powodu. Trzeba się wysilić, żeby poruszyć moje kamienne serce. I jeszcze przekazałyście to w taki sposób, że człowieka zatyka.
    "Przepraszam, Ryland, że spędzam mini rocznicę twojej śmierci w ten sposób."
    Poduszka przemokła, idę po drugi ręcznik.

    Ekhm, Rossa to mi jakoś niespecjalnie szkoda. Sparrow, pamiętaj o kołach tira lub pociągu C: To nie jest stupid idea.
    Mooooże trochę mi go szkoda ze wzg... NIE! To on spowodował wypadek i zabił brata. Nie wybaczę mu tego, never!

    Boże, ten fragment z Rydel był straszny. W pozytywnym sensie... To nie ma sensu. Wiecie, o co mi chodzi. Piszecie tak, że można się wczuć. Niektóre blogi są takie... puste, to dobre słowo. Wydawałoby się, że fabuła ciekawa, ale sposób w jaki autor przekazuje tę historię jest beznadziejny. Czytasz i nic nie czujesz, zero emocji. Mogą być długie, piękne opisy, rozbudowane dialogi, ale to nic nie da, bo brakuje emocji, które czuje się podczas czytania. U Was jest inaczej. Piszecie tak, jakby to wszystko działo się naprawdę, a Wy tylko to opisujecie. Wszystko jest takie realistyczne. Wpisuję link do tego bloga i wiem, że otrzymam wspaniały rozdział, który czegoś mnie nauczy, a przede wszystkim, że będę mogła przeżywać przygody z bohaterami. No, wypadku bym przygodą nie nazwała, ale czytając, czuję, jakbym tam była. Jakbym siedziała obok Rikera i czuła smród papierosów. Fuj, btw.
    Końcówka mnie rozwaliła. Muszę przeczytać jeszcze raz, bo przez łzy ciężko cokolwiek zobaczyć, ale ostatnie zdanie i wodospad na policzkach.

    Obrażam się na Was.

    Dobra, nie. I tak wszyscy wiemy, że tu wrócę, bo nie wytrzymam bez wartościowej historii. To takie miłe oderwanie od czytania nudnych blogów o Raurze, czy miłostkach.

    End aj loooooooow ju mooor... Nope, Nejf nie jest w stanie poprawić mi humoru.
    Na koniec wypadałoby jeszcze napisać coś motywującego.
    Sparrow i Raffy, członkinie elity bloggera, jesteście najlepsze. Raffy, nie próbuj zaprzeczać.
    Rocky w R8 *.* Będę się śmiać, czy płakać KOLEJNY RAZ?
    xoxo
    ~Liv~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znowu ja. Spokojnie, nie będę się rozwodzić na temat wrażeń po rozdziale XD Krótko, zwięźle i na temat. Czoug to pierwszy blog, który przychodzi na myśl, gdy chodzi o LBA. Za 50 razem też Was nominuję c:
      http://r5-friendship.blogspot.com/p/lba_9.html
      ~Liv~

      Usuń
  4. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  5. A któż to zajrzał na bloga 18 dni po opublikowaniu rozdziału? Oczywiście, że matrioszkaa, bo któż by inny miał tak zapłon jak nie ona? Nikt.

    Przyznaję się, że musiałam ten rozdział przeczytać parę razy, a nawet cofnąć się do poprzednich, ponieważ nie ogarnęłam jednej rzeczy. Śmierci Rylanda. Czy on naprawdę zginął? Boże chyba czegoś nie doczytałam, ale to przecież niemożliwe. Jestem głupia czy głupia? W każdym razie przechodzę dalej i... zastanawiam się co to za szpital, w którym pacjenci mogą chodzić od pokoju do pokoju, bez żadnego problemu. Nigdy nie byłam w takim miejscu, ale wydaje mi się to raczej niemożliwe. Chyba, że tak jak z tymi telefonami, mają pozwolenie też na spacerki i jedzenie o każdej porze (wnioskuje tak po rozmowie Rikera z Rydel). Aczkolwiek zaczęło się robić interesująco i to nawet bardzo. Ciekawa jestem jak tam z Ratliffem i jak się trzyma Rocky. A przede wszystkimi, co z ich rodzicami. Jak z tym wszystkim żyją.

    Trzymajcie się laski!

    - matrioszkaa! xx

    OdpowiedzUsuń