Strony

wtorek, 27 stycznia 2015

3. ''Let's go, nowhere that we know.''

~ 1 ~


Ratliff

# 24 września, Buffalo.

- Jak można być takim idiotą?!
Dobra, raz - rozumiem. Dwa, trzy - okej, można być złym. Ale żeby dwanaście razy podczas jednego biegu usłyszeć to samo?
- Lata praktyki - odpowiadam niezrażony i spotykam rozwścieczony wzrok Delly. 
- Spokojnie, jeszcze tylko kilka minut drogi, zdążymy. - Riker jak zwykle próbuje załagodzić sytuację.
Tylko co tu jest do łagodzenia? Pomylenie godzin sesji nie jest niczym złym, jeżeli patrzy się z perspektywy rekreacyjnego spacerku. 
- Te ''kilka minut'', może okazać się twoimi ostatnimi - warczy blondynka.
- Kochanie, w czerwonych oczach ci nie do twarzy, przerazisz na plakatach naszych fanów, jak będziesz tak pozować. - Kręcę głową. Widzę delikatne rumieńce na jej twarzy i już mniej zaostrzone spojrzenie. Uśmiecham się.
- Ja się nie tłumaczę rodzicom, na pewno... - mruczy Ross, który, swoją drogą, jest dzisiaj ciągle nieobecny. Nie rozmawiałem z nim od wczorajszego koncertu i szczerze wątpię, że w tym czasie mogło się coś poważnego stać. Najwyraźniej musiało.
- Bez obaw, moje kochane kartofelki. - Obejmuję Rocky'ego i Delly, którzy akurat nawinęli się na mój radar czułości. - Ellington, bożyszcze nastolatków, wszystkim się zajmie. Mój powalający urok zmiecie wszystkie wkurzone sekretarki i udobrucha każdego rodzica.


- Z wami to normalnie idzie się posrać ze stresu - warczy Stormie, kiedy szybkim marszem idziemy wąskim korytarzem wieżowca.
To wcale nie znaczy, że kłamałem w sprawie mojego uroku. Po prostu... dzisiaj jest tylko troszeczkę bardziej wyczerpany. Coś jak baterie, wiecie. Zwykle w takich sytuacjach ratuje mnie moja nienaganna uroda lub wyrafinowany żart, ale... Całkiem możliwe, że istnieje prawdopodobieństwo, iż jest jeden procent na bilion przypuszczalności tylko teoretycznego niedziałania tych aspektów na Stormie.
Ale to czysto abstrakcyjna myśl.
Taka luźna hipoteza.
Zatrzymujemy się w miejscu, które raczej mogę określić holem. W rogu pomieszczenia znajduje się duże i wysokie biurko podpisane jako recepcja, a za nim młoda kobieta, zapewne sekretarka.
- No przecież jesteśmy na czas, mamuś, spokojnie... - Rocky głaszcze ją po ramieniu. Odchodzi po kilku sekundach, zamordowany wzrokiem.
- Riker, Ross i Rocky do przebieralni, czekają na was od piętnastu minut, Delly i Ell, szorować do makijażystek i fryzjera. Potem zamiana, na koniec spotykamy się tutaj i idziemy do studia. - Kieruje nami Mark.
Zaraz. Co?
- Make up? Ale że dla mnie? - Patrzę na Marka jak na ostatniego mamuta na świecie.
Rydel zanosi się uroczym śmiechem i ciągnie mnie za rękę.
- Chodź futrzaku, trzeba okiełznać ten mop na twoim łbie.
- Hej, ale bez takich! - protestuję. - Primo, to jeśli to jest mop, to Ross ma blond borsuka na głowie, a secundo, nie mam zamiaru dać się obciąć!

- Ile jeszcze? - jęczę.
Kolejny pukiel moich zaiste pięknych włosów opada na podłogę. Jak tak dalej pójdzie, to pieprzną w tym całym holu wielki, brązowy dywan! Co z wami dzisiaj, ludzie? Naturalność przede wszystkim! Może jeszcze dorobicie mi silikonowy biust, pofarbujecie na platynę i dokleicie siedmiocentymetrowe rzęsy? Z takimi akcesoriami na bank wygram konkurs na męską kopię Nicki Minaj. Świecie popu, strzeż się.
- Siedź cicho, wyglądasz o wiele lepiej - mówi Delly, spoglądając na moje odbicie w lustrze.
Siedzi jakieś pół metra ode mnie, aktualnie poddając się koloryzacji policzków. Pierwszy raz, odkąd bierzemy udział w jakiejkolwiek sesji, charakteryzatorka Rydel dobiera dobry róż do jej karnacji.Tak, tak, Ellington zauważa takie rzeczy. Tym bardziej, że wiecznie była bliska wyglądu klauna przez tą zbyt wyraźną czerwień. Szczerze - nie rozumiem, po co jest ta cała maź szpachlowa nakładana na jej twarz. Jest naprawdę ładną dziewczyną, nawet bardzo, i bez zbędnej tapety jest zwyczajnie jeszcze piękniejsza.
To znaczy, nieważne. Nie mnie dane jest oceniać. Ani o niej mówić. Ani się przypadkowo rozmarzyć.
- Myślę, że dłuższą grzywkę zostawimy. I tak będziemy zaczesywać na bok i do tyłu - mruczy fryzjerka i w głębokim zamyśleniu ogląda mnie z każdej strony.
- No nareszcie mówi pani coś... Że jak?
Na bok? Do tyłu? Ale że grzywka? Moja?!
- Co ''że jak''? - pyta. - No zaczeszemy ją do tyłu i uniesiemy, a boki maksymalnie wygładzimy. Ale to zaraz, bo jak już jestem przy strzyżeniu, to trochę wyrównam ci zarost. Za moment wracam.
Patrzę z przerażeniem w lustro, w którym odbija się twarz blondynki obok.
- Nie wiedziałeś, prawda? - wzdycha, cmokając świeżo pomalowanymi na czerwono ustami.
- Czego? - pytam wysokim głosem.
- Sesja ma tematykę. Lata sześćdziesiąte, tata o tym mówił.
- Musiałem być wtedy w łazience - warczę.
- Trzeba powiedzieć redaktorom, żeby na plakacie podpisali cię: ''Ellington. Ma tendencję do siedzenia w łazience w ważnych momentach swojego życia'' - parska. Zaraz po tym wybucha śmiechem, coraz głośniejszym i głośniejszym, aż do momentu, w którym z jej oczu zaczynają lecieć łzy.
- Um, Delly? Del, żyj. - Szturcham ją w ramię z nieopanowanym uśmiechem na twarzy.
Makijażystka patrzy na nas jak na idiotów i dyskretnie zaczyna wyciągać chusteczki higieniczne z swojej torebki na stole.
- Masz. - Podaje Rydel jedną. Blondynka łapie ją i uważnie, rogiem materiału wyciera nikłe ślady po rozmazanym tuszu do rzęs.
- Boooże - wzdycha, nadal chichocząc.
- Mogę wiedzieć co cię tak rozśmieszyło? Bo wiesz, śmianie się ze swoich własnych żartów, które na dodatek nie powalają sensem i jakością, to objaw jakiejś tam choroby psychicznej, więc cóż... - Drapię się po głowie, która wydaje mi się być o połowę lżejsza.
- Głupek - śmieje się znowu i spokojnie opada na krzesło.
Wizażystka wraca do swojej pracy, przewracając oczami.
Nie wiem, co ta dziewczyna ma w sobie, że za każdym razem jak na nią spojrzę, humor mi się poprawia. Momentalnie czuję się lepiej i, szczerze powiedziawszy, nie chcę szukać przyczyn dlaczego tak się dzieje. Ważne, że tak po prostu jest. Póki ta sytuacja jest prosta, myślę, że nie trzeba tu zbędnych hipotez i komplikacji. Jest dobrze tak jak jest. Z Delly. Z możliwie najlepszą przyjaciółką na świecie.
- Już jestem - słyszę za plecami.
- Nieee - jęczę.
Po prawej stronie od mojej twarzy pojawia się wielkie opakowanie pianki do golenia, a po lewej - cienka, błyszcząca i zapewne ostra jak cholera żyletka. W imię Ojca, i Syna...
- No, to zaczynamy.



Riker

# 25 września, Youngstown.
Stacja radiowa.


Wycieram dłonie w papierowy ręcznik i wrzucam go do kosza, po czym opieram ciężar ciała na umywalce, podpierając się o nią rękoma.
Dwudziestotrzyletni, farbowany blondyn spogląda na mnie z lustra brązowymi oczami, lekko piwnymi, trochę innymi niż u reszty rodzeństwa. Cienie pod nimi zatuszowane zostały przez młodszą siostrę - trochę korektora i człowiek już wygląda bardziej przyzwoicie. Parę kolorowych pasemek na grzywce, tym razem błękitnych, wykonanych zmywalną, jednorazową farbą, śmieszny nos, zmarszczone brwi, biała koszula z krótkim rękawem, obcisłe, ciemnozielone dżinsy, czarne trampki.
Uśmiechnij się, Riker, czeka cię poranny wywiad w radiostacji. Nie czas na rozżalanie się nad własnym wyglądem.
Suszę zęby do samego siebie, prostuję się i naciskam klamkę, a następnie, na pierwszym biegu, wjeżdżam czołem centralnie w metalowe drzwi.
Riker, dziecko drogie, pod tą oto klamką jest takie pokrętło, które służy do zamykania i otwierania drzwi na zamek, wiesz, użyłeś go zaraz po tym, jak tu wszedłeś…
Witam się z gwiazdkami przed oczami, chwalę je za udane loty wokół orbity, po czym finalnie wychodzę z toalety, pocierając pulsujące czoło.
Ładny początek, nie ma co.
Tuż za zakrętem, na miękkiej kanapie ustawionej pod ścianą w bardziej długim niż kwadratowym, jasnym pomieszczeniu, czeka na mnie reszta zespołu. Ross brzdąka coś na gitarze, Rydel poprawia makijaż (tłumacz kobiecie, że przez mikrofon ludzie nie będą jej widzieć…), a Ell i Rocky śmieją się z czegoś, wpatrzeni w ekran telefonu.
Siadam obok Rydel i zaglądam w jej lusterko.
- Gotowa?
- No pewnie. – Uśmiecha się lekko i chowa sprzęt kosmetyczny do torebki. Spod delikatnej warstwy pudru na jej twarzy widzę szarą skórę, widocznie osłabioną.
- Zjadłaś te sucharki? – Pytanie o jedzenie powtarzam już od dwóch miesięcy, niemal co godzinę, jak nie częściej.
- Tak. – Delly kiwa głową, ale spuszcza wzrok.
Nie wiem, czy jej wierzyć. Ale co ja mam zrobić? Wepchnąć jej drożdżówkę do buzi? Zagonić do koryta? Ma już wystarczająco dużo lat, żeby wiedzieć, jakie będą skutki tego jej odchudzania. Ale to idzie za daleko, to już zaszło za daleko. Del nas jednak nie słucha, ciągle powtarza, że już skończyła z dietą.
Chowam dłoń Rydel w swojej i ściskam ją pocieszająco. Widzę, że jest osłabiona.
- Chcesz się czegoś napić? – pytam siostrę, a w tle nieprzerwanie słyszę szarpnięcia strun i chichot Ratliffa. Ross, jak to on, wpatruje się w jeden punkt przed sobą.
- Wody? – Del patrzy na mnie prosząco, a ja kiwam głową.
Podnoszę się i podchodzę do automatu z jedzeniem i piciem, który ktoś inteligentnie postawił w poczekalni. Wrzucam parę monet, klikam co trzeba i wyciągam wodę z maszyny.
- Proszę bardzo, wisisz mi stówę. – Siadam z powrotem i podaję Delly butelkę.
- Przecież to nie kosztowało więcej, niż dolar. – Śmieje się, grzebiąc przy zakrętce.
- A za drogę, fatygę i dobre chęci? Nie ma nic za darmo, młoda damo.
Nagle drzwi od studia otwierają się i wygląda przez nie szczupła kobieta, na oko trzydzieści lat. Rude włosy do ramion, niebieski sweterek, szara spódnica, czarne koturny.
- R5? Wchodzicie za trzy minuty – mówi tylko i już jej nie ma.
Ogarniam wzrokiem zespół. Ross przestaje grać i odkłada gitarę na bok, Ell chowa telefon, Rydel powoli podnosi się z kanapy. Nie zdążam się nawet poruszyć, gdy Delly zaczyna się chwiać na nogach. Na szczęście Ross szybko do niej doskakuje i pomaga jej ustać.
- Dobrze się czujesz? – pyta z troską w głosie, poprawiając czapkę na głowie.
- Tak, tak, wszystko w porządku. – Del uwalnia się z jego rąk i staje obok. Shor schyla się po Lunę i przekłada sobie jej pasek przez klatkę piersiową, tym samym zawieszając instrument na plecach.
- Do boju, armio! – krzyczy Ratliff, przeskakuje niski stolik i ustawia się przed drzwiami do studia jak przedszkolak, odwracając głowę w naszą stronę. – Co tak stoicie jak kartofle na wybiegu? Do kolejki, raz dwa!
Rocky wskakuje mu na plecy i prawie zderzają się ze ścianą, ale Ross pomaga im utrzymać równowagę. Spoglądam na Rydel, która już zdążyła wyciągnąć telefon i zacząć nagrywać.
- Riker, co tam? – Odwraca obiektyw w moją stronę.
- Widzę gwiazdy, księżniczko! Patrz, jaki siniak. – Odsuwam grzywkę, żeby pokazać jej nadal bolące arcydzieło na moim czole i robię zeza.
Del chichocze i zatrzymuje nagranie, zapewne zaraz trafi ono na Vine’a. Poprawiam włosy.
- Wchodzimy, szanowni państwo. Tylko bez jedzenia mikrofonów, proszę. – Ratliff spogląda na Rossa, który jedynie przewraca oczami i zakłada palec za pasek od gitary.
Rocky naciska klamkę i otwiera drzwi. Wchodzimy po kolei, jeszcze jak normalni ludzie.
Studio jak studio, nie ma co opowiadać. Byliśmy już w kilku, więc nie jest to już dla nas specjalną nowością, choć nadal się tym jaramy. W środku siedzi owa kobieta i mężczyzna, w podobnym wieku co ona. Ubrany w koszulkę i dżinsy, butów nie widzę.
- Cześć, siadajcie – mówi z uśmiechem i wskazuje przygotowane dla nas pięć miejsc naprzeciwko nich.
- Wchodzimy za pół minuty, załóżcie słuchawki. Zaraz włączymy mikrofony. – Kobieta chwilę lustruje nas spojrzeniem, po czym wraca nim do ekranu komputera.
Robimy, o co proszą. Siadamy w przypadkowej kolejności: Rocky, Ratliff, Ross, Rydel i ja. Gdy nakładam ciężkie słuchawki, słyszę cichą piosenkę gdzieś w tle, to chyba Cyrus. Spoglądam po rodzeństwie, żeby upewnić się, że żadne z nich nie mdleje.
Nie, wcale nie jestem nadopiekuńczy.
Z zamyślenia wyrywa mnie kobiecy głos.
- W programie „Co nowego?” w ten piękny, poniedziałkowy poranek o ósmej zero zero, witają was Jane Bower i Scott Thompson. Powitajmy również R5, które właśnie zasiadło na swoich miejscach! Przed wami Riker, Ross, Rydel, Ratliff i Rocky!
- No cześć.
- Siema.
- Hejka.
- Witam.
- Niech żyje R5Family! – Ratliff jak zwykle ambitnie zaczyna wywiad. – Trzymajcie się, wiem, że szkoła to udręka.
- To prawda, lekcje zaczynają się za piętnaście minut. – Śmieje się owy Scott, patrząc na Ella. – Chcielibyście coś na tę okazję przekazać swoim fanom?
- Uśmiechnijcie się, to najważniejsze – mówi Rydel, pochylając się nad mikrofonem.
- Tak, warto zacząć dzień od uśmiechu – Ross kiwa głową, rozciągając usta w dziecinnym wyszczerzu.
- I ulubionej piosenki – wtrącam.
- A ja pragnę pozdrowić pewnego pana, który przepuścił nas dzisiaj na pasach – odzywa się Rocky. – Rządzisz, gościu! Szkoda tylko, że wdepnąłem potem w… ten, no. Odchody.
- To na dobry początek dnia – śmieje się Jane. – Ale pozdrawiamy pana, pozdrawiamy. Należy z pana brać przykład, mnie osobiście mało jakiś wariat wczoraj nie potrącił.
- Życie, moja droga – wtrąca Scott, spoglądając na nią. W jego spojrzeniu widzę nutkę czegoś więcej, niż jedynie chęci współpracy w studiu.
- Ale wróćmy do R5. Jak się czujecie po ciężkim miesiącu? – Jane patrzy na każdego z zespołu, jej wzrok zatrzymuje się na chwile na mnie, co ignoruję.
- Bardzo dobrze, choć oczywiście zmęczeni – mówi Rydel. – Codziennie jesteśmy zajęci, ale to nam daje radość.
- Dokładnie tak, uwielbiam koncertować. – Ross poprawia czapkę pod słuchawkami. - Te krzyki fanów, gitara w ręku… Świetne uczucie, polecam.
- Ostatnio dostałem od fanki nowe pałeczki do perkusji, co było bardzo miłym prezentem. Nie pomijajmy faktu, że są one zielone – śmieje się Ell. - Miłego dnia ci życzę, tak na marginesie, droga fanko.
- To dobrze, że się trzymacie, w końcu za parę dni premiera waszego nowego albumu. Wyjawicie nam jakieś nowe tajemnice? – Scott patrzy na nas ze średnim zainteresowaniem, zapewne wolałby teraz zajmować się kobietą siedzącą obok niego.
Jak na zawołanie Jane rozpina jeden guziczek w sweterku. Zerkam na Rydel, spotykamy się spojrzeniami. Myślimy o tym samym, bo widzę, jak powstrzymuje się od śmiechu. Delly poprawia kołnierz różowej koszuli w białą kratkę.
- Nic więcej nie możemy zdradzić. – Ponownie pochylam się nad mikrofonem, starając się nie wybuchnąć śmiechem. – Mamy jedynie nadzieję, że zostanie dobrze przyjęty, bo jesteśmy strasznie napaleni na moment, gdy wyjdzie do odsłuchu.
- To prawda – odzywa się Rocky. – Jest dojrzalszy niż „Louder”, więc chcemy też, żeby fani poczuli go tak, jak my.
- Zapytalibyśmy was jeszcze o plany na kolejną trasę, ale fani domagali się „askR5”, więc zdążymy przed tym chyba zadać jeszcze jedno pytanie. – Jane patrzy na najmłodszego w towarzystwie. – Gotowy na czwarty sezon, Ross?
- No pewnie. – Blondynek kiwa głową i zakłada nogę na nogę. – Stęskniłem się za obsadą, czekam też na niespodzianki ze strony scenarzystów. Mam jednak nadzieję, że będzie to ostatni sezon, robię się stary, a Disney potrzebuje nowych gwiazd.
Prawdą jest jednak, że Ross chciałby się skupić na zespole, nie być kojarzonym jako „Austin” i bardziej rozpoznawalnym od nas. Czasem się wkurza na samego siebie, a podczas tego nieprzyjemnego dla nas procesu zaczyna chodzić po autobusie i zadawać retoryczne pytania. Bywa, że irytuje go jego większa popularność, a wtedy za nic nie wytłumaczysz mu, że nas to nie rusza, że się przyzwyczailiśmy, że przecież R5 ma tysiące fanów. Ale jak ścianą o groch… grochem o ścianę.
- Zobaczymy, co przyszłość przyniesie, a na razie życzymy ci powodzenia na planie. A więc czas na AskR5. – Scott spogląda na ekran komputera i klika coś myszką.
- Rocky, czy ty zadałeś pytanie samemu sobie? – śmieje się Jane.
- Co? Ja? Nie, skądże znowu. – Rocky chowa telefon do kieszeni. Szlag, nawet nie zauważyłem, jak go wyciągał.
- Cytuję: „Kogo uważacie za najfajniejszego w zespole? Oczywiście pomijając mnie”. Podpisano „RockyR5” – Kobieta patrzy na niego z uśmiechem.
- Oczywiście, że mnie – wtrąca Ell.
- Ej, nie tak prędko, a co ze mną? – Ross patrzy na Ratliffa z miną w stylu „zjem cię szybciej, niż wciągam nosem budyń” i szczerzy się jak głupi.
- A ze mną? – pyta Rydel, robiąc szczenięce oczka.
- No a ja? – Przyłączam się do rozmowy.
- Ej, kartofle, nie ogarniacie pytania. Tam jest mowa o jednej osobie. – Ell wystawia do nas język. – Jednoznacznie ogłaszamy, że to ja nią jestem i bardzo mi przykro, drodzy słuchacze, że nie możecie zobaczyć tych wszystkich podniesionych w górę rąk.
- Ratliff, pytanie do ciebie – wtrąca Scott, zanim zdążę coś dodać. – ''Jaki rodzaj bielizny masz dzisiaj na sobie''
- Bokserki, zielone w czarną kratę, z białym żółwiem z boku, czarnym guzikiem w kształcie żółwia i niesamowicie drapiącą metką – odpowiada Rat na jednym wdechu. – Rydel mi je wypatrzyła w ostatniej dziurze jakiegoś sklepu, szanowni państwo, i Rydel zaraz będzie tą metkę wycinać.
- Chciałbyś! – Del uderza Ellingtona w ramię ze śmiechem.
Czasem mam wrażenie, że za tymi ich przepychankami stoi coś więcej, jednak zawsze to bagatelizuję. Wiem, że raczej nie są ku sobie, choć fani bardzo tego chcą. Ale ostatnio zachowanie Ratliffa się zmienia, albo mi się tak wydaje ze zmęczenia.
Kilkanaście przedziwnych pytań, dziesiątki przepychanek, naście bezsensownych kawałów Ella i Rocky’ego oraz wykonanie zwrotki i refrenu „Easy Love” później wychodzimy ze studia.
Gdy Ell przepycha się obok Delly przez drzwi, słyszę szelest. Moje spojrzenie samoistnie ląduje na tylnej kieszeni szortów Rata, skąd wystaje kawałek pustego opakowania po sucharkach, które kupiłem Rydel po drodze do radiostacji.
Nic nie mówię. Dostrzegam za to puste spojrzenie Del, gdy spogląda na mnie znad ramienia Ellingtona. W jej oczach nie widzę żalu, przeprosin, wstydu.
Nie widzę nic. Moja siostra po prostu znika.





Dzień dobry, czytelniki. Chudsza cztery kilo, w okresie i chora po obozie Raffunia Was wita.
To już trzeci rozdział na czougu. Ale ten czas leci. Lubię ten rozdział, chodź jeszcze nie doprowadza Was do załamania nerwowego. Spokojnie, rozdział czwarty rozkręca fabułę, która i tak już jest rozbudowana. 
Co tam u Was? Ja wróciłam z obozu i stwierdzam, że będę biegać tylko po lasach i parkach, nigdy więcej przy ulicach. Całkowicie inaczej się człowiek męczy. Wolniej. Tydzień wstawania o szóstej był masakrą dla mojego organizmu. Rozruch, śniadanie, wielkie biegi, obiad, siłownia, hala i kolacja. I brak snu, bo przecież jak można spać na obozie? :')
Teraz odsypiam. I mam zamiar zacząć pisać. Tydzień bez Internetu dobrze mi zrobił, blokada z pisaniem, którą mam od połowy listopada powinna już dawno ustąpić. Najwidoczniej muszę jej w tym pomóc.
Do następnego, kochani.
Rozwalona psychicznie i fizycznie, 
Raffy.

Depresyjnych notatek Ani ciąg dalszy. W pewnej dziedzinie mego nędznego żywota nadal panuje harmider aka syf nie do ogarnięcia.
Witam załogę po rozdziale numer trzy, jakże prostym, a jednak z nutą czegoś dziwnego. Mamy pov Ratliffa, zacny, wiem (oklaski dla Małej *clap clap* *le znak setnej potęgi*). No i Rikunio. C: Rzownisa, huh, Niepi?
Komentarze uciekają, what means kończące się pierwsze semestry. Sama wywalczyłam średnią 4.44. Mam 9 przedmiotów, o czym tu gadać. W tym matmy uczę się sama, bo ta baba mnie doprowadzi do psychiatryka. Będziem walczyć, do końca jej albo mojego.
Chciałam napisać, że R4 będzie za 10 dni, czyli 37 stycznia, ale coś chyba nie gra. W piątek, 6 lutego. Tak właśnie.
Trzymajcie się ciepło i w kaloszach. Śnieg topnieje. (Kalmce i Laczkom dziękować).
Do następnego, baaaj  :D



9 komentarzy:

  1. Pozdrawiam znad kubka herbatki *mirror, mirror on the wall* tak, opakowanie wymiata.
    A wiecie co jeszcze bardziej wymiata?
    Ten rozdział.
    Ell jest geniuszem i ogłaszam wszem i wobec, że absolutnie podbił moje serce. Chichotam i chichotam, i ciągle czytam jego pov od nowa.
    Moooore, Laczusie!
    Delly, Delly, biedna. Jej też chcę więcej. Lubię to jak ją ukazujecie. Taką tu hihihihi,, tu problemy z psychą. Totalnoe mnie to wzięło.
    Pewnie dopiszę coś więcej za moment, bo Żania dzwoni na skajpaju. Będą nowe precjoza!
    Mikunia

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyklinając cholerny śnieg i jego niewyobrażalny pęd do roztopienia się, dziękując również mojej siostrze, że zechciała mnie podwieźć, dotarłam do domu, a teraz konkretniej do kubka herbaty i rozdziału.

    Dziś chyba zacznę od rzeczy, od której nigdy nie zaczynałam - OD GIFA. RAFFY, MIŚKU! Nie mam pojęcia, czemu mi to tak wróciło, ale ten gif w ułamek sekundy przypomniał mi twój poprzedni blog, długie notki i częste gify na końcu. TEN ZAPAMIĘTAŁAM SZCZEGÓLNIE C; WIDZISZ, NIEPI MA DOBRĄ PAMIĘĆ CCC;

    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
    POV ELLA!
    TAKI PIĘKNY I MĄDRY!
    Cudo, dziewczynki.

    Rydel zagłębia sobie w mózgu piękny dołek psychiczny, a ja nie zamierzam kopać i jej z niego wyciągać. Kobieto. Proszę cię. Wyluzuj.

    A tak zupełnie luźno mówiąc...
    PAMIĘTACIE TE HEJTY O RAURĘ?
    Ja chcę zacząć nową erę!
    HEJTY O PRZYSZŁE RYDELLINGTON!
    No błagam. Teraz tylko takie onieśmielenie, jakieś przyjacielskie docinki. Jasne. Wszyscy wiemy, do czego to doprowadzi.
    NIE. TYLKO NIE TO. RYDELLINGTON TO ZŁO.

    Czyyyy poczułyście w tym komentarzu coś naprawdę gimbusiarskiego?
    Mam nadzieję :')

    Yop, to by było na tyle. Do następnego.

    ~Niepi

    OdpowiedzUsuń
  3. Ratliff jako słodki głupek sprawdza się idealnie!!
    nawet pomimo tego, że czasami jego zachowanie może męczyć :)
    Delly...nic dodać nic ująć...zachowuje się jak kobieta w ciąży...
    chociaż nie...tamta by jadła..
    Riker to troskliwy starszy brat, który się martwi o wszystko...a przy tym jest zmęczony życiem
    podoba mi się to, ze pokazałyście, że oni przed kamerami lub gdzieś, mogą być zupełnie inni...
    bo ich "fani" myślą, ze oni zawsze muszą być przykładni i ze zawsze są tacy uśmiechnięci i nie mają problemów...
    z pewnością nie znamy takich całkowicie prawdziwych ich
    co nie zmienia faktu, że wy idziecie w drugą skrajność xD
    ale oj tam :)
    do potrzeb opowiadania trzeba :D
    bądź co bądź to też może mieć miejsce nie?
    nawet jeśli jest to jeden z tych najczarniejszych scenariuszy
    czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Yo cebulaczki. C:
    Jestę chora po nieudanej wycieczce do szkoły na zajęcia z siatkówki, które się nawet nie odbyły. Grh. Moje gardło.

    Czo ta Rydel? :c Może mi się podoba to jak ją przedstawiacie, ale gooosh, jej się krzywda dzieje. Trochę jakby moja siostra mówiła o mnie. Shh. Nic nie było.

    POV Ella niszczy system, no :')
    Czemu jest taki nxmkxjsjzjkskdhhshbdjd?
    Wyobrażam sobie go w wersji Nicki Minaj. Ładnie mu w 7-centymetrowych rzęsach. Trochę. Nie. Oj tam.


    Ten gif jest przecudowny *.* taki pasujący. :") duży plusik c:
    Chwila.
    "The worst things in life come free to us."
    Ed. Kocham.
    Już.

    Btw. Nie mogę się doczekać kolejnego cebulki. :)
    Nie przeżyję 10 dni. :c
    Smutna i chora was żegnam.
    A i Rik bardzo braterski i cudowny. Kocham <5
    Teraz mogę.
    A nie.
    Ross coś nieobecny. Czuję w końcówkach włosów, że to ma związek z Laurą. Nie robić mu krzywdy.
    Rocky wysyła sobie pytania. Spoko, Rocky. Ja sobie mentalnie je zadaję.
    Teraz mogę.
    Bye bye onions.
    ~Sara

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzień dobry cześć i czołem,
    Tak, tak rozdział jest niezwykle absorbujący. Ze względu na to, że nie mam weny na dłuższe rozmyślania na temat powyższego rozdziału, zakończę mój komentarz w tym miejscu, dodając jedynie, że czekam na następny♥
    Z poważaniem,
    Natalia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Melduję się do napisania komentarza :)
    Mówiłam już, że kocham postać Ratliffa? Nieważne, powiem jeszcze raz. KOCHAM ELLUSIA!
    "Primo, to jeśli to jest mop, to Ross ma blond borsuka na głowie, a secundo, nie mam zamiaru dać się obciąć!"
    Leżałam, ręcznikiem ocierając łzy hahahaha...
    Oddech...
    I Riker wali w drzwi, więc oczywiście znowu zaczynam się śmiać. Ale wraz z pytaniem Rikera o sucharki przestaje być zabawnie.
    Czyżbyście za główny obiekt nękania obrały sobie Rydel? Opis na asku bardzo trafy, Captain Sparrow. Co oni Ci zrobili, żeby tak ich krzywdzić?
    Chciałabym prosić, żebyście powiedziały coś w stylu "będzie dobrze, wszystko się ułoży i będą żyli długo i szczęśliwie", ale to nie w Waszym stylu. Ehh... Biedna Rydel.
    Rydellington mówimy stanowcze "TAK".
    Rocky i Ell wymiatają!
    Chyba jest błąd w Informejszyns. Jesteście pewne, że rozdział 3 pojawi się 6 lutego xD?
    Podziwiam Was. Za wszystko.
    xoxo
    ~G~

    OdpowiedzUsuń
  7. Staram się wyczuć klimat tej historii, ale jest to cholernie trudne zadanie. Z jednej strony mamy wiecznie pozytywnego Ratliffa, który zawsze walnie jakimś tekstem, mającym uchodzić za śmieszny, a drugiej po raz kolejny Rikera i jego zamartwianie się o wszystko dookoła, szczególnie o Rydel. Może to będzie mieszanka wszystkiego i niczego? Zobaczymy. W każdym razie podoba mi się jak opisywałyście relację Ratliffa z Rydel. Jej śmiech, dokuczenie Ratliffowi. Wszystko było wspaniałe, dopóki nie dodarłam do ostatniego wersu, w którym Riker zauważa, że jego siostra znika. Widać, że Rydel potrafi robić dobrą minę do złej gry. Udaje, że jest okej, nabierając tym innych, a tylko Riker widzi co tak naprawdę w niej siedzi. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, spodobał mi się (sama nie wiem, czy to dobre słowo) moment, w którym Rydel wsadza do tylnej kieszeni spodni Ratliffa puste opakowanie po sucharkach, a Riker to zauważa. Jasne, że Rydel mogła wyrzucić sucharki, zostawiając opakowanie. Ale ten fragment podobał mi się sam w sobie, o.

    Weny do pisania kolejnych rozdziałów. Całuję! :*

    - matrioszkaa! xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam takie mini pytanko... Kto wymyślił BLOND BORSUKA???? Ja jestem Borsuk(serio tak mam na nazwisko) i w ten sposób jestem upodobniana do Rossa. Nie to że mi coś przeszkadza, bo nie, ale miałam takie: COOOOO???? JA JESTEM NA GŁOWIE ROSSA????!!!! Jeszcze ddodadkowo ma włosy ciemny blond więc... Zrozumcie mnie. OK. Co do rozdziału to wspaniały, jak wszystkie. Dopiero co odkryłam bloga, ale nie muszę dużo nadrabiać. I ELL Z TYMI KARTOFLAMI!!!!!!!!! SEEEERIOOOO???? Moja reakcja na końcu: Suchary od Rikera zardze spoko. :) Co do Dells... Czemu wy jej to robicie???? Bidulka się wygładza. Cholerne diety!!! ZAWSZE BYŁAM PRZECIWKO TEMU. Dobra kończe bo rodzice zaraz wracają i mi neta odłączą. Może zacznę regularnie komentować. Dobry pomysł. Ok. Lynchowych i Ratliffowych snów. ~Blondee ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Raffy nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę tego obozu! Tak bardzo bym chciała przebywać więcej ze spoko ludzmi i jeszcze uprawiać sport trzy razy dziennie! O matko, to byłby mój idealny tydzień chyba. I miałaś ferie, a nie jak ja cały czas szkoła i szkoła i szkoła. Masaaakra. Ostatnio po prostu obowiązki mnie zżerają. Milion podań do wysłania, listów, papierów. Umieram dziewczyny, umieram.
    To takie śmieszne, że oni tak nagle wszyscy założyli te maski na wywiad. Ale jakież prawdziwe - tak naprawdę nie mamy pojęcia jacy oni są. Czy Ryd nie jest anorektyczką czy coś. Czy jej filmiki na Vine nie są wesołe tylko dlatego, że są publikowane? To takie słabe, że wszyscy musimy zakładać takie maski, gdy spotykamy się z ludzmi. No ale cóż, takie życie. Niektórych rzeczy się nie zmienia... Bo musimy się przystosować do środowiska, także tak. Ewolucja!
    ...
    Właśnie się pokłóciłam z moją host siostrą o to, że jedne college są lepsze od drugich. Ona mówiła, że nie są. Oczywiste, że np. Harvard jest lepszy od University of Tampa czy coś... Och, Boziu. Zawsze jest coś lepszego i gorszego. Musi być.
    ...
    Bardzo przykre jest zakończenie. Że Dells nie wstydziła się ani nic. Że po prostu znikała. Obojętność jest zdecydowanie najgorsza i najbardziej bolesna. I takiego człowieka najtrudniej jest uratować. Oj, Rydel, serio, ogarnij się... Ja nie wiem, ostatnio coraz częściej zaczynam myśleć, że niektórych nie da się uratować. Ale nie chcę tak myśleć!
    Czekam na kolejny rozdział. Trzymajcie się dziewczyny i życzę Wam weny i w ogóle radości i takiego czerpania przyjemności z wszystkich małych rzeczy. I żebyście miały przyjemne zbiegi okoliczności - tak Wam życzę znikąd. Nieważne.
    To do zobaczenia, pa.

    OdpowiedzUsuń