Strony

środa, 2 grudnia 2015

15. "I tell myself that this feeling will fade and I know [...] that it won't."


~12~

Rydel

8 listopada, Los Angeles, 
Szpital psychiatryczny

- Już, ćśś... Spokojnie, nie płacz już...
Ale ja nie chcę się uspokajać. Nie chcę przestawać płakać.
Chce cierpieć. Wydaje mi się to być właściwe, na miejscu. Adekwatne do sytuacji, adekwatne do mnie.
Zawiniłam. Spieprzyliśmy. Wszystko się sypie. M y się sypiemy. To m y zniszczyliśmy wszystko.
I należy nam się cierpienie. Należy nam się prawo do płaczu.
- Nie - warczę prosto w grubą bluzę Bruce'a.
- Uspokój się, Del. Wszystko będzie dobrze. - Chłopak nie daje za wygraną, nadal nie wypuszcza mnie z mocnego objęcia.
- Zabieraj łapska - syczę, odrywając zęby od jego kaptura. - Chce iść. Zabiję ich. Zajebię każdego reportera, każdego kamerzystę. Puszczaj mnie.
Próbuję się odepchnąć i wydostać z uścisku, ale moje ciało nadal jest na to zbytnio osłabione. Nie wypala nawet połowa moich przewidywań - ledwo udaje mi się podciągnąć ręce na wysokość jego torsu.
- Nigdzie nie idziesz - mówi brunet spokojnie, ale twardo. - Rydel, spokojnie. Płacz, jeśli tego potrzebujesz. Ale nie możesz nikogo skrzywdzić, to tylko ciekawscy reporterzy.
- Mogę - mruczę. - Takich patałachów należy kastrować.
- Kastruje się zwierzę ta, ludzi...
- Wiem - ucinam. - Ale to nie są ludzie. To wredne, nieprzewidywalne hieny. Paparazzi są zabawni do czasu, Bruce. Potem już nie wiesz, czy możesz wyjść do sklepu, bo cię wydadzą za mąż za kasjera, do którego powiedziałeś "dzień dobry".
- No wiesz... - wzdycha, spoglądając na mnie. - Jeśli facet byłby przystojny, to cze... Nic nie mówię. Milczę już.
Mam świadomość, że wyraz chęci globalnego mordu nie schodzi z mojej twarzy, a na ustach nie gości uśmiech, ale nie chcę być dla niego niemiła. Cholera, nie chcę go wystraszyć.
- Przepraszam - szepczę, zaciskając usta. Lustruję wzrokiem jego twarz, która znajduje się tak blisko mojej. - Jestem okropna.
Chłopak uśmiecha się lekko, ale ostrożnie. Ma ładny uśmiech. Ma ładne oczy.
Powtarzam się? Nieważne.
- Nie jesteś okropna, Ryd. Po prostu dużo przeszłaś. - Czuję jego palce głaszczące moje plecy, choć nadal trzyma mnie w mocnym uścisku. Półmrok w moim pokoju nie sprawdza się w roli woźnego z latarką, a to sprawia, że oczy zaczynają mnie boleć. A może to od płaczu? - Jesteś silna. Nie możesz się poddać.
- Jestem słaba. - Kręcę głową, rozwalone włosy sypią się po mojej twarzy. - Jestem straszna. Niewdzięczna. Ludzie mnie nienawidzą. Miałam wspaniałych fanów, cudowną rodzinę i przyjaciół, a zrobiłam im takie świństwo.
- Nie tylko ty.
- Ale ja między innymi. Przecież nie musiało mnie tutaj być.
- Ale jesteś, Del. - Bruce unosi palcem mój podbródek i spogląda na mnie opanowany. - Nie wierzę w przypadki. Jeśli coś miało się stać, to się stało. Tak to jest, że najgorsze rzeczy przychodzą do nas za darmo, nawet się o nie nie staramy. Fakt, że tu wylądowałaś, że dzieje się z tobą to, co się dzieje - to wszystko zostało ukratowane. Przypadki nie istnieją, Del.
Przełykam ślinę. Chcę go słuchać, chcę coś powiedzieć, chcę mrugnąć, wziąć oddech. Ale jego pewne, serdeczne spojrzenie hamuje moje funkcje życiowe. Nie jestem w stanie zamknąć lekko rozwartych ust, nie potrafię przestać patrzeć w jego czekoladowe oczy.
- Przypadek to abstrakcja - kontynuuje, muskając kciukiem mój policzek. - Musisz akceptować wydarzenia. One miały mieć miejsce. Każdy twój ruch, każdy krok, oddech, spojrzenie - choć wydają ci się być mimowolne czy naturalne, tak naprawdę one są potrzebne światu do funkcjonowania. Jakiś człowiek nie musiał tego dnia zginąć na pasach przez potrącenie autobusem, bo gdyby wyszedł z domu dwie minuty później, zapewne spokojnie dotarłby do pracy. Równie dobrze mógł zginąć inny mężczyzna, który akurat zostawił wtedy zapalone światło na piętrze, musiał się wrócić, a potem jedynie mógł już patrzeć na wypadek i nadjeżdżającą karetkę. Jeśli ktoś ma umrzeć na raka płuc, umrze, choć nigdy nawet nie dotknął papierosa. Jeśli dane jest ci wyjść za mężczyznę, na którego wpadłaś w drzwiach bloku, bo wypadły ci klucze z torebki, to tak będzie. Rydel, jesteś dobrą dziewczyną. Nigdy się nie poddawaj i w siebie nie wątp, bo nie warto. Ludzie to suki, każdy z nas jest suką, jedni bardziej, drudzy mniej. Należy się z tym oswoić, co wcale nie znaczy przystosować. Więc zostaw tych biednych dziennikarzy i uspokój się. Nic tym nie zdziałasz, a możesz sobie i innym wyrobić krzywdę.
Tak mi mów. Nie przestawaj.
Przymykam oczy.
Nie przestawaj. Lubię ton twojego głosu, to, jak echem odbija się w moich myślach.
Nic jednak nie mówię. Bicie serca jest jedyną rzeczą, jaką teraz słyszę.
- Już? - Pytanie Bruce'a dochodzi do mnie po nieokreślonym czasie.
- Co? - Mrugam szybko, szukając jego oczu.
- Już ci lepiej?
- Tak, tak. Tak. Tak... - szepczę.
Czuję jego oddech odbijający się o moje wargi. Mam wrażenie, że jego spojrzenie zawiera w sobie wszystko.
Ukłucie. Gdzieś w okolicach żołądka.
Stop. Zaraz.
Nie, żadne stop. Nie ma przypadków.
Usta chłopaka ledwo wyczuwalnie ocierają się o moje.
Stop.
Nie.
Tak.
Uciekaj.
Uciekam.


Ross

8 listopada, Los Angeles
Szpital psychiatryczny


- Zostawcie nas! – warczy Riker, próbując zamknąć drzwi od swojego pokoju.
Podnoszę się z ziemi, na którą upadłem przez siłę wrzutu – praktycznie wpadłem do pomieszczenia jak lalka, próbując się przecisnąć przez szparę między futryną a drzwiami. Podbiegam do brata dwa kroki i naciskam na drewno ciałem. Klamka zaskakuje, przekręcam zamek.
- Matko, co to ma być? – sapię, siadając na ziemi pod ścianą.
Rik usadawia się obok mnie, obydwoje przecieramy twarze dłońmi.
- O co w ogóle chodzi? – pyta, poprawiając okulary na nosie. – Przez tyle czasu nikt się tutaj nie pojawiał, a nagle zrzuciło ich całym stadem.
- Kontrakt z Hollywood Recs – mruczę, opierając głowę o szafę, jedyną w pokoju. – Nie słyszałem, żeby go z nami zerwali.
- Ja też. – Kiwa głową. – Skąd im się to nagle wzięło?
- Plotą głupoty jak upośledzeni, show biznes ssie. Czasem żałuję, że w ogóle się tam pchałem.
- Ale gdyby nie show biznes…
- Gdyby nie show biznes, na dziewięćdziesiąt dziewięć procent bym tu nie siedział – przerywam bratu, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Oczy wciąż zachodzą mi łzami, a policzki mam gorące i zaczerwienione ze złości, ale widzę zatroskane spojrzenie Rika. – A już na tysiąc procent nie siedzielibyśmy tu wszyscy. Nie musiałbym się martwić, czy zrobić krok w prawo, czy w lewo i jak odbiorą to media. Jak odbiorą to fani. Tak samo z relacjami. Nie mogłem nawet podejść normalnie do dziewczyny czy fanki, bo już nagle magicznie stawała się moją narzeczoną – parskam, zaczesując włosy do tyłu i wmawiając sobie w myślach, że wcale nie jest to nerwowy gest. – Ludzie do teraz myślą, że między mną a Laurą… Że… - Zaciskam usta. Mrugam parę razy. – Nieważne.
Zanim Riker zdąża otworzyć usta, podrywam się gwałtownie z ziemi i zaczynam krążyć po pokoju.
Laura.
Minął tydzień od tamtego spotkania, a obraz jej zaszklonych oczu i poszarzałej twarzy wciąż krąży w mojej głowie, nie dając mi zasnąć. Zmartwienia, głód i tęsknota mieszają się w moim umyśle, tworząc piekielny wywar, a ten nie pozwala mi spać ani jeść. Zmuszam się do zamykania oczu, do przełknięcia chociaż połowy posiłków. A tak naprawdę wciąż zastanawiam się, co by było gdyby.
Gdybym nie poszedł na casting do „Austina&Ally”. To by wystarczyło. Moja kariera nie wystrzeliłaby tak szybko do przodu, zespół wybiłby się trochę później. Nie poznałbym Laury.
Kiedy pierwszy raz spojrzałem na dziewczynę, która ma ze mną grać główne role w serialu Disney’a, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Już w tamtym momencie zdawałem sobie sprawę, że radość praktycznie nigdy nie schodzi jej z twarzy, a jej oczy wypełniają iskierki szczęścia. Zarażała tą radością. Gdy człowiek na nią patrzył, aż sam się mimowolnie uśmiechał. Była taka nieporadna, taka rozbiegana, taka zabawna, taka… Taka dziecinna. A jednocześnie dojrzała i odpowiedzialna. Można jej było powierzyć sekret, a ona nikomu o nim nawet nie pisnęła słówkiem. Można jej było oddać biedronkę do ręki, prosząc, by chwilę ją potrzymała, a ona stała w jednym miejscu i mówiła do zwierzątka, dopóki nie wróciłeś.
Uwielbiałem ją. Zawsze, gdy miałem zły dzień, wystarczyło spojrzenie i kąciki ust unosiły mi się bez udziału mojej świadomości.
Tak bardzo chciałbym nie pójść wtedy na to przesłuchanie.
Tak bardzo chciałbym nie tęsknić teraz za tamtym cudownym uczuciem, gdy śmialiśmy się razem z byle głupoty. Opierała się wtedy zawsze o moje ramię, bo ze śmiechu bolał ją brzuch.
Tak bardzo chciałbym nie tęsknić.
Czasem chciałbym potrafić być skończonym skurwielem. Puścić z dymem, z odpływem wszystko to, co było. Zwalić na życie, zwalić na skutki, a nie na przyczyny. Nie umieć tęsknić.
- Ross? – głos brata dociera do mnie zza ściany myśli. – Czy powinienem o czymś wiedzieć? A może chciałbyś mi coś powiedzieć?
Przystaję, odwracam się w jego stronę.
- Ukradłem ci kiedyś różowe bokserki z zieloną świnką na kieszeni – mówię podniośle. - No i wszystkiego najlepszego, staruszku.
Riker parska śmiechem, ale zaraz przeciera usta nadgarstkiem i poważnieje. W końcu jest już dorosły. Dwadzieścia trzy lata.
- Dzięki. Chyba.
- Przykro mi, że tak wygląda ''twój dzień''.
- Jest okay. Wyobrażam sobie, że to nie gówniane media, a moi prawdziwi fani dobijają się do drzwi - chichocze.
Nie jest mi do śmiechu. Żadna z tego komedia.
Brat kamienieje. 
- Co się stało albo dzieje między tobą a Laurą? – pyta, podnosząc się z ziemi.
Cholera.
Głosy, szumy, skrzypienie, piski. Coraz głośniejsze. I cisza.
- Poszli – mruczę po chwili.
- I Bogu dzięki. Zadałem pytanie, Ross. – Rik nie daje się zbić z tropu.
Nienawidzę go teraz za tą cechę. A zawsze ją podziwiałem. Dziwiłem się, jak można jednocześnie gadać o siedmiu rzeczach, ale na tapecie mieć tą jedną najważniejszą i nie dać się przy tym wprowadzić w opowiadane żarty, ażeby finalnie doprowadzić ją do końca, a dopiero potem pozwolić sobie na luźne rozmowy.
- Ja i Lau… - zaczynam, ale zacinam się wpół słowa. Zaciskam pięści, siadam na niezasłane łóżko. – To dość skomplikowane.
Krzyki, tupot stóp.
Reporterzy. Znowu. Cholera jasna.
- Wygląda na to, że mamy czas. – Rik przekrzywia głowę i patrzy na mnie spokojnie.
Och, zamknij się. To nie bajka o Kopciuszku.
- Uprawialiśmy seks – wypalam nagle, spuszczając głowę.
Wbijam paznokcie we wnętrza dłoni. Skóra w tamtych miejscach jest już nieźle zraniona.
- Że co proszę? – duka po chwili brat.
- Uprawialiśmy seks – mówię już głośniej, z niespodziewaną mocą w głosie.
Ale serce mi słabnie. Boli.
- Ty i Laura?
- Nie, ja i Minnie – prycham. – A nagrywał nas Goofy.
- Ale… Jak… Że… Okay, rozumiem.
- Że co proszę? – powtarzam słowa Rikera, spoglądając na niego zza zbyt długiej grzywki.
- Masz prawie dziewiętnaście lat, seks w twoim wieku to normalka. – Wzrusza ramionami.
Ale ucieka spojrzeniem, gryzie go to.
- Tak – mruczę. – Nic nadzwyczajnego.
- Ale dlaczego? – pyta po kolejnej chwili ciszy.
Przewracam oczami i otwieram usta.
Bo tak, chcę powiedzieć. Ale to mnie rani. Szpilki nacierają armią na moje serce, atakując je raz po razie.
Ignoruję je.
- Bo chciałem. Co w tym dziwnego?
- Nic, nic.
Nieprawda. Nie chciałem. Musiałem. Potrzebowałem się wyżyć, wyrzucić z siebie negatywne emocje.
Ukłucie. Kolejne.
Kłamiesz, Ross.
Nie kłamię. Nie tęsknię za nią.
Tęsknisz.
Nie.
- To były jednorazowe przygody. – Serce wali mi jak podczas koncertu, a może nawet głośniej i szybciej. Dobijam sam siebie do ziemi. – Nic nie znaczyły.
- Oczywiście, że nie.
W głosie brata nie słyszę pewności. On mnie zna, ja znam jego. Kłamstwa zawsze wychodzą na jaw.
Ale tu nie ma kłamstw.
Tęsknię za Laurą. Chcę, żeby mnie rozweseliła.
Ale seks był tylko seksem. I w sumie skorzystałbym teraz z tej oferty, żeby pozbyć się buzujących emocji.
Po prostu bym ją przeleciał. A potem zostawił na tej samej kanapie, co zawsze, u mnie w pokoju na planie albo w łazience na zlewie.
Nigdy nie było mi jej żal. Zawsze potem pojawiała się kompletnie ubrana, trochę tylko zarumieniona, ale znowu uśmiechnięta, jakby nic się nie stało.
Nigdy nie było mi jej żal.
Dlaczego teraz jest?




W życiu człowieka jest zbyt dużo pytań.
Boże, jesteśmy w stanie zapytać o wszystko.
Tato, co dostanę pod choinkę? Mamo, czemu płaczesz? Czemu pomarańcza jest pomarańczowa, ale niebo już nie jest niebowe? Proszę pani, dlaczego są na świecie złe rzeczy? Skąd biorą się dzieci? Dlaczego czekolada jest słodka? Czemu zwierzątka umierają? Gdzie jest teraz mąż pani Smith, skoro ‘’nie ma go już z nami’’? Czemu mama pali? Co to jest zło? Czemu przeklinanie jest niegrzeczne? Co się stało z granicą miłości bezgranicznej? Kto kradnie gwiazdy z nieba każdego ranka i kto je zwraca wieczorami? Czemu ogień parzy? Kochasz mnie? Co będzie w przyszłości?
Ross, co będzie w przyszłości?
No odpowiedz, Ross. Przecież masz świetny zespół, kochającą rodzinę. Grasz w serialu z świetnymi ludźmi. Jesteś przystojny, a dziewczyny cię kochają. Masz pieniądze, talent, sławę, możliwości, odwagę. Masz wszystko. Masz zapewnienie perfekcyjnej teraźniejszości i idealnej przyszłości.
Cholera, czy samo wspomnienie tych pytań nie śmieje mi się właśnie w twarz?
Nie, jednak nie. Bo najśmieszniejsze jest co innego. Młodszy Ross odpowiedziałby: ‘’Nie wiem, co będzie w przyszłości. Nie chcę zapeszać.’’
A Ross, gówniarz i sukinsyn nie zastanawiałby się na odpowiedzią.
‘’Wszystko będzie tak, jak powinno.’’
Nic nie jest tak, jak powinno.
Nic.
Co będzie w przyszłości, Ross?
A co było w przeszłości? Tam znajdziesz odpowiedź.
Marnujemy życie na pytania. Pytania żądają odpowiedzi, bez odpowiedzi jesteśmy zagubieni - świadomie lub nie.
Zagubieni jesteśmy słabi, podatni na ciosy z otoczenia. Nasza psychika burzy się coraz bardziej, jak zamek z piasku zdmuchiwany przez wiatr. A my nadal szukamy odpowiedzi. Odpowiedzi, która może albo nas zadowolić, albo nas przerazić, albo zasmucić, albo zniszczyć.
Pytanie jest proste. Bardzo proste.
Gdyby odpowiedzi były proste, nie byłoby pytań. Ale czy o to w życiu chodzi?
Co będzie w przyszłości?
Będzie dobrze, Ross. Musisz tylko tego mocno chcieć. Musisz być sobą. Tym prawdziwym sobą.
Czy byłem sobą, mówiąc Rikerowi o sytuacji z Laurą? Tak. Wtedy tak. Byłem Rossem, który potrafił zwierzyć się rodzinie. Ufnym Rossem, otwartym. Po chwili jednak coś we mnie zgasło, nie potrafiłem powiedzieć ani słowa.
Przepraszam, Riker. Może tego nigdy nie przeczytasz, ale przepraszam. Ja naprawdę się staram.
Pisząc te słowa, widzę, jak ręka mi drży. Nie chcę do tego wracać, nie chcę więcej czuć tego stanu, widzieć nieistniejących kolorów, być ciągniętym do ziemi, śmiać się bez opamiętania.
Myślę jeszcze raz o rozmowie z Rikerem. Od tamtej pory minęło parę godzin.
Uprawiałem z nią seks. Dziwnie się to pisze. Jakbym trzymał w ręku białą kredkę - te słowa są puste. I taka jest nasza relacja. Fani zawsze widzieli tęczową, słodką i romantyczną Raurę, ale rzeczywistość wyglądała przerażająco. Obrzydliwie. Wykorzystywałem ją.
Wykorzystywałem ją i nie potrafiłem odpowiedzieć na te jedno, proste pytanie. 
Dlaczego?
Jaka była przyczyna?
A przede wszystkim, dla kogo to robiłem?
Dla niej czy dla siebie?
Tu odpowiedź jest pro





Ross Shor Lynch, 8.11.2014





Rozdział bez notki.
Jedynie z prośbą. Każdy, kto to czyta, niech zostawi po sobie ślad. Bo nie wiemy, czy jest sens dalej publikować. Cokolwiek, jakiś krótki komentarz.
Love,



A&M

17 komentarzy:

  1. Tak, tak jest sens publikować dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że jest sens. Ta historia jest niesamowita. Twórzcie więcej i częściej bo naprawdę warto. Codziennie sprawdzam czy czegoś nie wrzuciłyście i w końcu się doczekałam. Rozdział wciągający, czytałam z zapartym tchem. Tylko zaraz, czy dobrze mi się wydaje, że Ross nie żyje?! Ale jak to?! Szybko wrzucajcie nexta!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie. To jest tak jakby kartka z pamiętnika. Tu akcja dzieje się z opóźnieniem. Zauważ, że ich Ross ma 18 lat.
    Btw. Świetny rozdział. Jestem ciekawa tego, co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boze taki głeboki tem rozdzial.
    Boze.
    Boze takie świetne.
    Boze.
    Boze, dam rady.
    Boze, ja prawie placze
    Boze....
    Boze, super!
    Boze, czekam!

    -Wika aka ponczek

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. To jest super rozdział.
    Fajnie, że Ross zwierzył się Rikerowi.
    A Rydel i Bruce - tego się powoli domyślałam.
    Pozdrawiam ze szkolnego teatru i czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Hi!
    Kiedy zobaczyłam link, pomyślałam, że będą jakieś loffki Rocky - Melissa. Byłam nastawiona na wzdychanie, jacy to oni nie są słodcy. A tu takie zaskoczenie!
    Tęskniłam za Wami, tęskniłam za taką zwykłą rozmową między braćmi. Ale zacznijmy od Rydel.
    A w ogóle to wróćmy do rozdziału 13, kiedy to Bruce wypowiada słowa: "Jestem gejem". "Usta chłopaka ledwo wyczuwalnie ocierają się o moje." Bruce, chcesz nam coś powiedź, coś wyjaśnić? Ale to było słodkie. A jego monolog... <3. Zakochałam się w tych słowach, są takie prawdziwe i trafiają do mnie.
    No a druga część rozdziału jest tak cholernie prawdziwa. Jakbyście opisywały sytuację, która naprawdę miała miejsce, a fani po prostu o tym nie wiedzą. Może powinnam napisać, że współczuję Rossowi tej tęsknoty i szkoda mi Laury, ale skłamałabym. Nie lubię go. Uraz po "Smile". XD Plus nie wybaczę mu doprowadzenia do śmierci Rylanda.N-I-G-D-Y. Nie wiem, jakim sposobem udaje się Wam doprowadzić mnie do gryzienia poduszki z powodu wnerwienia na Rossa. Akurat w tym rozdziale jest normalny, ale bywały takie, kiedy gotowa byłam przywiesić jego zdjęcie na tarczę i rzucać w nie rzutkami. Milliana zmusiła mnie do myślenia, czy faktycznie nie planujecie przypadkiem śmierci któregoś z bohaterów. Zapewniam, że jedna śmierć w zupełności wystarczy, nie potrzeba nam więcej. Trzymajcie się z dala od Rocky'ego.
    I wybijcie sobie z głowy, że pisanie tego story nie ma sensu! Jest jedyne w swoim rodzaju i nie wolno Wam go zawiesić. Wolę czytać rozdział raz na dwa miesiące, niż nigdy nie poznać zakończenia.
    Kochamy Was, więc poczekamy. :*
    xoxo
    ~Liv~

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział czekam na następny a i zapraszam na mój
    pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Dowiedziałam się o tym blogu przez pewnego aska. Nie żałuję. Przeczytałam go jednym tchem. Nie pisałam wcześniej komentarzy bo tak się wciągłam. Uwielbiam Cię,tę historię. Po prostu wszystko tu jest idealny i jest to jeden z najlepszych blogów jakie czytałam. Twórz dalej. Mam nadzieję że będzie następnym rozdział. Piszesz świetnie,masz wyobraźnie,nie poddawaj się. trzymaj się ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raffy z tej strony.
      Tak tylko chciałam wspomnieć, kiedy przeczytałyśmy z Anulą twój komentarz...
      Tego bloga piszą DWIE osoby, od samego początku :')

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  9. Jakie to jest ...nawet brak słów
    Dopiero teraz tu wpadłam .Szkoła nie daję mi nawet chwili
    Wpadłam i zostanę <3
    Buziaki !

    OdpowiedzUsuń
  10. Włączyłam sobie ulubiony mashup, zrobiłam herbatę (koniecznie z cytryną)i zasiadłam przed komputerem, bo najlepiej komentować na kompie, nie?
    Może zanim zacznę swój wywód...
    Skąd się tutaj wzięłam? Dlaczego nie wcześniej? W ogóle po co tutaj jestem? I kim jestem?
    Wpadłam sobie na aska Liv i przeczytałam jej odpowiedzi o blogach i sądząc po tej nazwie... Czoug, prawda? Cóż za interesująca nazwa! W sumie wiem, skąd się wzięła, także nie myślcie sobie, że jestem sezonufką, haha.
    Wait, zmieniłam mashup. Okay, mogę dalej pisać.
    Na początku tego opowiadania było tak niewinnie... Pomijając,że co chwilę dostawałam kurwicy przez Marano, ale to taki szczegół xD
    Dlaczego zabiłyście Rylanda? Rydel, zacznij jeść, Riker - chciałeś poczuć skrzydła w dupie? Ambitnie. Ross! Ty nicponiu, po cholerę brałeś? Rzeczywistość cię przytłaczała, tak? Aha, i chciałeś walnąć w tą kierownicę, o mało siebie nie zabijając. Ale RyRy umarł! Nie wybaczę.
    Kolejna sprawa. Melissa i Bruce. Polubiłam Bruce'a, ale mówi raz "jestem gejem", potem całuje Rydel xD czegoś nie wiemy, Bruce?
    Ross wykorzystał Laurę. Okay. Miałeś w ogóle odwagę ją dotknąć? Ja bym jej nie szturchnęła kijem xd #anty
    Ach, co paparazzi. Najlepiej by było pozmyślać wszystko i sprzedać z zyskiem. Po co mówić prawdę? Niemodne.
    Płakałam i śmiałam się jednocześnie, diablice. Jeszcze wyląduję w psychiatryku. Hehe, nieśmieszne.
    ja kończę swój wywód. Oczywiście zostaję z wami i będę czytać dalej, bo to cudo! Czy zabrzmiałam jak niektórzy? Jak to było? "Super, czekam na next :****************"
    Okay, już naprawdę zmykam.
    Trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy następny rozdział?!?!?!
    Nie moge się doczekać ������

    OdpowiedzUsuń
  12. Dopiero tutaj trafiłam, wspaniały blog ♥
    Mam nadzieję, że będziecie pisać dalej ;)
    Pozdrawiam i życze wesołych świąt~;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochane!
    Przeczytałam całego waszego bloga od początku, co zajęło mi gdzieś z 3 godziny i stwierdziłam, że nie będę komentować każdego jednego rozdziału tylko skomentuję wszystko na koniec.
    Naprawdę rzadko czytam ff o R5, bo nie mogę znaleźć takiego, który by mi się spodobał. U większości fabuła to coś w stylu ,,Laura zdradziła Rossa, R5 ma kolejny koncert, a na śniadanie dzisiaj będą naleśniki".
    Ten blog jest inny. Nawet nie potrafię opisać moich uczuć, gdy czytałam. Płakałam, przeżywałam każdy rozdział. To wszystko tutaj wydaje się być takie prawdziwe. Takie realne. Opisy są tak dobre i dokładne, że sama odczuwałam emocje bohaterów, tak jakby to wszystko dotyczyło mnie. Potrafiłam wczuć się doskonale w postać. Naprawdę, bardzo rzadko mi się to zdarza.
    Nie wiem ile macie lat, ale piszecie jak zawodowe pisarki. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką dobrą fabułą i opisem wszystkiego, nawet w światowej sławy bestsellerach.
    Na początku kiedy trafiłam na bloga, miałam zamiar przeczytać 2-3 rozdziały, ale ta historia wciągnęła mnie tak mocno, że przeczytałam wszystko jednym tchem. Pierwszy raz zdarzyło mi się czytać coś non stop przez ponad 3 h.
    Jak już wspominałam, fabuła to mistrzostwo. Rydel chorująca na anoreksję, Rocky i Ross na odwyku po narkotykach, Riker po próbie samobójczej, śmierć Rylanda. Perspektywa rodzeństwa Lynch w psychiatryku jest przerażająca, lecz opowiadanie przez to staje się jeszcze bardziej intrygujące. Wszystko połączone ze sobą tak, że mogłoby mieć miejsce w prawdziwym życiu i to jest w tym wszystkim najbardziej przerażające. Temat bardzo ciężki, lecz ja właśnie w takich opowiadaniach gustuję. Wasze ff jest jednym z tych, z którego nie da się przeczytać jednego czy dwóch rozdziałów. Po prostu się nie da. Jak się zaczyna czytać, to czyta się już wszystko.
    Jeszcze raz powtórzę, jestem pod ogromnym wrażeniem tego bloga. Zostałyście moimi nowymi idolkami, nie żartuję.
    Dodajcie jak najszybciej kolejny rozdział, bo ja tu zwariuję i mnie też do psychiatryka zabiorą.
    Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło!
    Wasza nowa fanka ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Bloga poleciła mi Liv, której tu oficjalnie pragnę podziękować, bo jest on niesamowity *.*
    Uparłam się, że dzisiaj go skończę i oto jestem na końcu czyli na początku, ale to nie koniec. Jestem w 15 rozdziale. Jest druga w nocy ja teraz nie myślę, no i mnie zniszczyłyście.
    Odkupujecie mi poduszkę, która jest cała pogryziona, zasmarkana i mokra od łez (nie płaczę jak księżniczka XD). A dlaczego moja kochana poduszka taka jest? Bo za każdym razem kiedy ktoś wspominał o Rylandzie to ryczałam, a o próbie samobójstwa Rikera to nie wspomnę.
    To może zajmę się postaciami:
    Bruce ma u mnie wielkiego plusa za okłamanie Rikera XD "Jestem gejem" tak, tak słoneczko, widać. Ale za pocałowanie Rydel ma jeszcze większego i ten monolog <3 Tylko kurde szkoda mi Ella...to zaraz. Nikomu Bruce nie chcę powiedzieć co zrobił, a ja już od momentu jego pojawienia się nie mogę wytrzymać z ciekawości. I to jego nagłe pojawienie się z Mel w tym samym czasie.
    Ellington, biedny kochany Ellington. Jego podejście do Rydel od początku było takie zachwycające. Biedak ma jednak gorzej, bo on jednak może być w każdej chwili dobrany na ulicy, a oni są bezpiecznie (no prawie) zamknięci w wariatkowie. Sercem jestem z Ellem, nie zasłużył na taki obrót sprawy wśród przyjaciół.
    Laura jest tu potrzebna, bo dzięki temu rozumiemy Rossa, więc całkowicie popieram wybór.
    Melissa. Cierpi biedaczka pewnie na bezsenność, znam ból też często nie mogę spać. Jej scenka z Rocky'm wygrywa wszystko *.* Jest cicha, ale dla mnie to oznacza, że coś skrywa. Cicha woda brzegi rwie.
    Rocky najbardziej pokrzywdzony. On nie był winien, że Ross go namówił. Ma chcice na Mel i niech się za nią bierze, bo dziewczyna go lubi. Rocky pewnie wyjdzie stamtąd najbardziej normalny ;p
    Riker ten to się pewnie obwinia cały czas. Śmierć Rylanda to nie była jego wina :c On nie może ciągle się przejmować rodzeństwem, bo potem wychodzą chęci latania. Skarb bierze na siebie całą winę :/
    Ross. Jest mi go szkoda, ale jednocześnie RyRy, Rocky, no nawet Laura. Nie umiem go jakoś tutaj potraktować normalnie. Trochę mi go szkoda, ale muszę poznać bardziej jego powody.
    Rydel biedaczka aż mi się przypomniał pytania u Leny i Liv czy też uważają, że Delly jest gruba. No ja sobie wypraszam! Figura Rydel mi się marzy! Dobrze, że ma teraz bliskich koło siebie. Za uciecze od Bruce'a to ją zabiję! Jak ona mogła, przecież jej się podobał?! Nigdy nie zrozumiem kobiet...ups. Jestem całkowicie za nią i Bruce'm. Oby wyzdrowiała, ale charakterek może jej zostać XD
    Mark i Stormie to jak ich rozumiem co do straty dziecka to mało kto wie, ogólnie wiem co czuję ich całą rodzina, bo to jednak brat nie ważne czy starszy czy młodszy (znowu ryk). Do tego ich starsze dzieci. Mam nadzieję, że nie cierpią tam jak myślę.
    Ryland. RyRy. On był jeszcze dzieckiem. Miał tyle przed sobą. Je**ny Ross! Mój mały aniołek, dlaczego on? Po jego śmierci momentalnie zrozumiałam szablon :c Nie umiem zacząć krzyczeć, ze źle zrobiłyście, bo jego śmierć tworzy całość, jednak boli.
    Co mogę jeszcze dodać? Mam nadzieję, że nie zawiesicie, bo historia jest nieziemska. Nieziemska...hehe Riker coś Ci to mówi? XD
    Jesteście genialne :-*

    OdpowiedzUsuń
  15. Nawet nie wiem, co napisać. Kompletnie mnie zaskoczyliście tym rozdziałem. Z jednej strony mamy Rydel i Bruce'a, który próbował ją pocieszyć i jak wnioskujemy udało mu się to. No prawie, ten pocałunek moim zdaniem był niepotrzebny. Nie wystarczyło, że mocno ją przytulał, głaskał i szeptał słowa, które sprawiały, że jej ciało uspokajało się? Dzięki temu było lepiej, a jednak zrobił coś tak głupiego i nie na miejscu. Rydel się przestraszyła i uciekła. I bez Bruce'a ma niemały bałagan w głowie.
    Z drugiej strony mamy Rikera i Rossa. Ich rozmowa z początku naprawdę się nie kleiła, już sądziłam, że spędzą ten czas na ciszy i patrzeniu się na ścianę, ewentualnie na siebie, ale że nie powiedzą ani słowa, bo po co? W końcu i tak jest już zjebanie, więc po co jebać to mocniej jakąś rozmową. A jednak otworzyli usta, a właściwie to Riker otworzył pierwszy - jako ten starszy i bardziej odpowiedzialny(?) - i rozpoczął rozmowę. Jednak wnioskuję, że był to zbyt dobry pomysł. Całkiem nieświadomie otworzył kilka ran, które Ross próbował ignorować. Jednak z drugiej strony Riker za mało przycisnął Rossa. Mógł mocniej. Może wówczas młodszy by się otworzył i wyrzucił z siebie cały ból. Może byłoby mu łatwiej/lżej żyć? Kto wie?

    I chociaż ostatnio nie wiem w co powinnam ręce włożyć, ściśnięte kciuki wciąż za Was trzymam, dziewczynki. Nie mogę uwierzyć, że minął rok od pierwszego rozdziału - kiedy to zleciało?!

    Dużo uśmiechu, kochane :)

    - matrioszkaa! xx

    OdpowiedzUsuń