~ 11 ~
Ross
29 listopada, Los Angeles.
Szpital psychiatryczny.
Minęło trochę czasu, a zdążyłem oswoić się z głuchą ciszą mojego pokoju. Jak każdy człowiek czasem potrzebuję samotności, ale na dłuższą metę zaczyna ona uwierać, przeszkadzać. Słyszałem kiedyś, że samotność to pierwszy krok do obłąkania.
Dla mnie samotność jest drugim krokiem w stronę śmierci. Umieram psychicznie, bo mój umysł i ciało potrzebują narkotyku. Czuję, że głód wypala mi wnętrze, powoli torując drogę do trumny.
To jest właśnie sedno efektów samotności - gdyby nie ona, nie myślałbym o tym tyle. Za to teraz, odosobniony i uciekający od towarzystwa, tkwię sam w tym gównie i moim jedynym zajęciem jest przejmowanie się brakiem dawki, która uśmierzyłaby moje cierpienia.
Czuję ból w ramionach, ale nie zamierzam przestać robić pompek. Po osiemdziesiątej trzeciej już przestałem liczyć, ilość nie wydaje mi się istotna. Nie jestem w żadnym zakładzie, nikt nie udowodni mi, że jest lepszy. Ja sam nie potrzebuję żadnego potwierdzenia.
Tym samym jednak nie potrafię sobie wytłumaczyć, dlaczego to robię. Dlaczego wyciskam z siebie ostatnie poty, dlaczego męczę swoje osłabione już ciało.
Nagłe skrzypnięcie drzwi i trzask.
Uderzam klatką piersiową o podłoże, zdziwiony niespodziewanym dźwiękiem. Unoszę głowę i zamieram.
Naderwana koszulka, sięgająca do pępka. Krótkie, dżinsowe szorty; jedna nogawka wręcz urwana - trzyma się na kilku ostatnich nitkach. Mnóstwo świeżych siniaków na zawsze szczupłych nogach. Sunę wzrokiem w górę, widzę wykrzywioną w grymasie bólu i roztrzęsienia twarz, pokrytą rozmazanym makijażem i potargane włosy, spięte dużą klamrą z tyłu głowy.
Laura.
Szloch i cichy jęk wychodzi z jej ust, kiedy uchyla je, żeby coś powiedzieć. Automatycznie wstaję na równe nogi, ale nie potrafię nic z siebie wydusić, nawet do niej podejść. Dziewczyna opiera się o drzwi i zsuwa w dół przy akompaniamencie kolejnego dźwięku boleści.
- Skończona idiotka... - Ociera już i tak wyschnięte łzy z policzków. - Skończony skurwysyn...
Nie rozumiem. Znowu. Znowu?
Niespokojnie ciągnie za zszarzałe już sznurówki starych trampek. Ściąga je i gniewnie rzuca w kąt pokoju. Zsuwa białe stopki, na których widnieją zabrudzone ślady krwi.
- Ja... - wyrywa mi się, nie panuję nad ustami.
- Ty też nie lepszy - prycha z pogardą, chowając twarz w dłoniach. - Czuję się jak szmata.
- Ja nie... – Nie potrafię się zamknąć. Czy ty myślisz, Ross? Ile widzisz palców? Który dzisiaj mamy? Cholera. Dwudziesty dziewiąty. Ma dzisiaj urodziny. Nie zadzwoniłeś.
Nie miałem jak zadzwonić.
Nie pieprz farmazonów, zadzwoniłbyś od kucharek, gdybyś chciał. Znasz jej numer na pamięć.
- Co ja? - ucina i gwałtownie podnosi głowę. Złość. Dużo złości. Nigdy chyba nie widziałem Marano złej. Nie aż tak. - Znowu ty? Może choć raz zainteresowałbyś się kimś innym niż sobą? Wiesz co? Powiem ci pewną rzecz. Rzecz, którą, do jasnej cholery, powinnam powiedzieć ci już rok temu, jak nie wcześniej.
Podnosi się z podłogi i staje naprzeciwko, około dwa metry ode mnie. Stawia chaotyczne kroki w bok, ale nie do przodu. Zbiera myśli. Ja swoje gubię.
- Wiesz, dlaczego tu jesteś? Dlatego, że jesteś egoistą. Pieprzonym egoistą - mówi, wskazując na mnie palcem. - Wszedłeś w tej szajs z tego samego powodu. Uważasz, że nie radziłeś sobie z problemami, że miałeś ciężkie życie? Gówno, a nie ciężkie życie. Przez ten cały czas miałeś pieniądze, wspierającą rodzinę, dach nad głową, zero obowiązków. No, może nieliczne typu zaniesienia swojego talerza do zmywarki. Dano ci szansę pracować w serialu, grać na całym świecie z zespołem i jeszcze dostawać za to pieniądze, a uwierz - nie ma nic lepszego niż wynagrodzenie za spełnianie marzeń. Żeby tego było mało, ten zespół to twoja rodzina! Rodzina, nie jacyś obcy ludzie. Ale nie! Ross zaczął się poddawać, kiedy przytłoczyły go pewne, śmieszne zresztą, sprawy, więc potrzebował jakichś chrzanionych pomocy! I jeżeli masz zamiar teraz mi przerwać, mówiąc, że narkotyki to oderwanie od rzeczywistości… - warczy, a mi żołądek z rosnącego strachu zaczyna podchodzić do gardła. - …I że to było jedyne wyjście, to, kurwa, zamknij się już teraz. Ludzie radzą sobie z gorszymi rzeczami, jak choroby, śmierć najbliższych, problemy z rodziną czy wybuchające nad ich głową wulkany, a nie z debilnymi błahostkami dorastającego gówniarza. Tak, wyobraź sobie. Nie jesteś dorosły. A już na pewno nie dojrzały. Ta osiemnastka w dowodzie nie czyni cię panem świata. Dorosłość, mój drogi, to myślenie i odpowiadanie za innych, a nie chronienie własnego tyłka i wmawianie sobie, że wszystko jest dobrze. Nic nie jest dobrze, Ross. I to twoja wina. Twoja. – Ostanie słowa wypowiada przez zęby, po czym zaciska usta.
Cisza.
We mnie i dookoła mnie.
Słyszałem do tej pory wiele oskarżeń. Głupi, nierozsądny, niemożliwy, dziecinny.
Te były inne.
Czy czułem się wtedy się oskarżony? Niekoniecznie. Raczej skarcony jak pięciolatek, który upuścił kubek z herbatą.
A jak czuję się teraz?
Jak ostatni śmieć tuż przed utylizacją.
- Prawda boli - mówi Laura zachrypłym głosem. Zdaję sobie sprawę, że nie potrafię oderwać od niej wzroku. - I teraz też miała boleć. Jak najmocniej.
Boję się stawić nawet jeden krok, więc siadam jak małe dziecko na dywanie, krzyżując nogi. Ile bym dał, żeby być teraz w swoim pokoju, w takim domu, gdzie mama czeka z obiadem, gdzie martwiłbym się o ocenę ze sprawdzianu z matematyki, gdzie myślałbym o dziewczynie, z którą przecież umówiłem się do kina i nie mogę się spóźnić.
Ile bym dał - tylko ja wiem. I może ten na górze, jeśli istnieje. Wszystko. Dałbym wszystko, co mam, żeby być normalnym dzieckiem.
Ale nie jesteś dzieckiem, Ross. Jesteś nastolatkiem, któremu wydaje się, że wszystko wolno.
Tak, boli.
- Nie rozumiem cię, Ross. Nie potrafię zrozumieć tego, że nie myślałeś o rodzinie, o przyjaciołach, że nie myślałeś o nikim. - Lau mówi z rosnącą goryczą w zwykle wesołym głosie. Gdzie ta wesołość?
A gdzie twoja wesołość, Ross?
- Laura, ja naprawdę... – próbuję wydobyć z siebie parę sensownych słów. Bezskutecznie.
- O mnie też - ucina.
O niej?
Patrzę na nią z bólem, który widzę i w jej oczach, pomimo że dzieli nas metrowa odległość. Ten metr wydaje się być rokiem świetlnym. Jakbym nie istniał tu i teraz.
- O czym myślałeś, kiedy uprawiałeś ze mną seks? - pyta, a ja głupieję momentalnie.
Mrugam parę razy.
- Nie wiem - jąkam się. - O niczym. – Spuszczam głowę niemal bezwładnie.
Słyszę jej śmiech pomieszany żalem i wiem, że nie chcę go usłyszeć już nigdy więcej.
- Właśnie... O niczym. A wiesz, dlaczego? Dlatego, że tylko rozładowywałeś się na mnie. Wykorzystywałeś.
Boli.
- Przestań.
- Bawiłeś się i odrzucałeś, pomiatałeś...
- Błagam, stop - szepczę, zakrywając twarz dłońmi.
- Prawda boli - powtarza się. - A to dopiero początek.
Tak, boli. Przecina wnętrzności kawałek po kawałeczku.
Nigdy nie było mi jej żal.
Dlaczego teraz jest?
Słyszę, jak zaczyna nerwowo chodzić po pokoju, więc unoszę głowę i patrzę na nią, opuszczając zaciśnięte dłonie. Jej zranione stopy mocno uderzają o podłogę. Ciągnie się za włosy i mam wrażenie, że się rozpłacze.
Szloch.
- Pomyślałeś kiedyś o moich uczuciach? – chlipie. Zaciska zęby, cedząc przez nie dalsze słowa. Stara się być silna. Szkoda, że ja nie potrafię. I że nie potrafię pomóc jej być silną. - O tym pieprzonym uścisku w żołądku, kiedy po zostawieniu mnie nagiej na kanapie, nawet nie patrząc, ubierałeś się i wychodziłeś?
Łzy powoli skapują z jej policzków. Moment, kiedy roztrzaskują się o podłogę, rozchodzi się z echem po mojej głowie.
Oddychaj, Ross. Wdech.
- A gdybym powiedziała ci, że chcę się z tobą kochać, a nie tylko uprawiać seks?
Wydech.
Co?
Zaczyna płakać, krztusi się słoną wodą spływającą do ust. Moje serce ściska drut kolczasty i, słysząc każdy kolejny jej ruch, zacieśnia pętlę coraz bardziej.
Boże, co ja zrobiłem? Wybacz mi.
- Laura, ja… - zaczynam, ale znowu nie daje mi szansy na kolejne słowa.
- Odpuść - duka. - Mam dość.
Otwiera drzwi i wychodzi nie odwracając się.
Zrywam się z podłogi i biegnę za nią.
To chyba jeden z moich lepszych wyborów w ostatnim czasie.
Stoi oparta o umywalkę, pochylona w stronę strumienia wody. Pociąga nosem co jakiś czas i obmywa twarz, jednak makijaż zostaje prawie nienaruszony. Po śnieżnobiałej porcelanie, wąskimi stróżkami spływa czerwona ciecz. Krew.
- Przepraszam - mówię cicho, a szum wody nagle milknie. Moje serce też.
Unosi głowę i patrzy w lustro, w którym widzimy swoje odbicia. Oczy. Ból, złość, oskarżenie, współczucie. Wszystko zawarte w jednej parze tęczówek; powoli blaknie, znika.
- Ja też - odpowiada. - Ja ciebie też.
Laura wyciera twarz ręcznikiem i wzdycha głęboko. Myślami wracam do sytuacji z klubu w Toronto. Ta sama chwila, tyle że wtedy nie wiedziałem nic, a teraz wiem aż za dużo. Niewiedza jest błogością, ktoś kiedyś powiedział. Polać mu.
- Za co? - pytam. Ona mnie?
- Za to, że wpycham się do twojego życia, a tak naprawdę nigdy w nim nie byłam i nie mam prawa cię oceniać.
- Nie mów tak...
- Ale to prawda – przerywa mi po raz kolejny. - Rozwalona emocjonalnie włamuję się do szpitalu psychiatrycznego, żeby pożalić się jakiemuś idiocie, który ma mnie gdzieś.Trudno jest człowiekowi zrozumieć, że życie nie jest bajką podobną do tych, jakie mama opowiadała mu na dobranoc. Tu nie ma happy endów. A ja uroiłam sobie w głowie obraz miłości w postaci dzieciaka, któremu wydaje się, że jest dorosły. W postaci Rossa Lyncha. Rossa S h o r a Lyncha, bądźmy oficjalni, skoro już udajemy dorosłych - prycha. - A tak naprawdę tylko dałam się wykorzystać przez debila z pracy, którego niespecjalnie ciągnęło do bliższych znajomości.
Śmieje się nerwowo. Patrzenie na jej twarz w takim stanie jest porównywalne do wbijania sobie tysiąca szpilek w brzuch.
- Czyli ty...?
- A jak myślisz. - Odwraca się gwałtownie w moją stronę, przez co luźne pasma jej włosów lekko uderzają mój policzek, ale nie odsuwam się choćby o milimetr. - Wydaje ci się, że moja uległość to kwestia przyzwyczajenia? Że szybkie numerki z tobą wpisałam sobie w grafik? Do krzywdzących sytuacji nie da się przyzwyczaić, Ross. Do zakochania tym bardziej.
Pierwszy raz w życiu staję się bezbronny w stosunku do czyichś słów i oczu.
Nie pierwszy raz w życiu nie wiem, co robię, ale za to wiem, że muszę.
Kładę dłoń na jej karku i szybko przyciągam do siebie na tyle blisko, że zaczyna brakować miejsca na uczucia. Gdy pierwszy raz usłyszałem to stwierdzenie, nie rozumiałem jego sensu. Teraz już tak.
Laura opór stawia praktycznie natychmiastowo, przez co odrywamy się od siebie z porwanymi oddechami.
- Nie - dyszy. - Nie tym razem.
Nie odsuwa się.
Serce chce tego, czego chce.
Zawsze w tak bliskich kontaktach z nią kierowałem się rosnącym pożądaniem pozbawionym emocji. Nie wiem, za czym podążam w tym momencie, ale to coś jest cholernie silne i nie do opanowania.
Opieram się czołem o jej czoło, ale nie mam śmiałości otworzyć oczu. Nosem dotykam jej prawej powieki i czuję drgania, kiedy ją opuszcza. Jedną ręką sunę od ramienia w dół i szukam jej dłoni.
Serce bije jak szalone.
Splatam nasze palce, przyciągając je do góry. Złączone zatrzymują się między naszymi ustami, a ja dopiero teraz zbieram odwagę, by na nią spojrzeć.
Przepraszam.
Mógłbym to powiedzieć jeszcze raz, ale to przecież tylko słowo.
Łzy jeszcze świecą w jej oczach, a ja, widząc w nich swoje szklane odbicie, czuję niebezpieczny ścisk w gardle. Przykładam wargi do grzbietu jej dłoni, w który po chwili wtulam policzek.
Drży.
Spokojnie, malutka. Spokojnie.
Naraz uderzają mnie tabuny wszystkich pozytywnych emocji i zalewa fala ciepła. Tak cudownie jest czuć coś innego prócz strachu lub pustego pragnienia powrotu do nałogu. Czekoladowe tęczówki dziewczyny znikają za zasłoną czarnych rzęs, a ja nie mogę się powstrzymać, żeby nie pocałować jej powiek.
Hej, spójrz na mnie.
Delikatnie mruga.
Tęskniłem.
Naprawdę tęskniłem. To o tobie myślałem i za tobą płakałem. Ciebie widziałem, gdy zamykałem oczy.
Jej usta na moich zaczynają smakować inaczej, kiedy łapię ją delikatnie za policzki, a ona opiera się o łazienkowy mebel.
Powoli, spokojnie.
Czuję jej zdziwienie, ale bębniące serca zagłuszają myśli. Nie chcę swoich myśli.
Zbyt wiele rzeczy zniszczyły.
Sięgam jedną dłonią do przodu i łapię klamrę spinającą jej włosy. Po sekundzie wszystkie opadają na jej ramiona, a ja odrzucam spinkę na bok i wplatam palce w miękkie loki. Laura całuje czule, lekko i - przyznaję szczerze - to jeden z niewielu razy, kiedy myślę o niej w ten sposób. Mam wrażenie, że od teraz będzie ich więcej. Chcę, żeby było tego więcej.
Obejmuję ją w pasie ramieniem, wyczuwając nagie plecy na skórze rąk. Przechodzą nas dreszcze w tym samym momencie, powodując nieznaczne uśmiechy. Dziewczyna traci na sekundę równowagę i najwyraźniej nieświadomie łapie dłonią za klamkę kabiny prysznicowej, której drzwi się rozsuwają.
Przypływ emocji prowokuje mój umysł do zrodzenia niecodziennego dla mnie pomysłu.
Napieram na nią całym ciałem i przytulam. jest taka drobna. Powoli sunę palcami od jej pleców w dół, po drodze kreśląc kompletnie nieznane nam kształty. Zatrzymuję się przy udach, łapię za nie i unoszę ją do góry, by po chwili wejść z nią pod prysznic. Wykończone brakiem snu, jedzenia i dziesiątkami serii pompek mięśnie protestują, ale bagatelizuję ich krzyk. Słodki śmiech Lau wibruje na moich wargach. Nie hamuję pragnienia, uśmiecham się razem z nią, czując jak beztroska radość wypełnia mnie po czubek głowy. Jestem przy niej szczęśliwy. Mogłem być wcześniej. Czemu nie próbowałem?
Jak mogłem dopuścić się takiego szczeniackiego zachowania?
Ja chcę tej jedynej, tej, która zmieni mój świat, która zawładnie moim umysłem bardziej, niż narkotyk, która sprawi, że będę mógł się śmiać cały dzień, nie myśląc o niczym innym, jak o niej.
Toronto, dwudziesty piąty września.
Od tamtego dnia, kiedy trwałem w fazie koncertowania i bawiłem się w krzywdzenie innych, minęło mnóstwo czasu. Jak dla mnie - aż za dużo. Potrzebowałem miesięcy, żeby znaleźć szczęście, zrozumienie, szczerość i miłość zawarte w jednym. Jednym.
- Szukałem cię - sapię nad jej uchem, wciąż ciesząc się swoim szczęściem.
- I znalazłeś.
Zrozumiała. Rozumie.
Odsuwam się kilka centymetrów i patrzę jej w oczy, gdy zsuwa się z moich bioder.
Czuję, jak moja twarz zamiera, uśmiech znika, a pojawia się powaga. To nie jest kolejny seks, tu nie chodzi o zabawę i wyładowanie emocji.
Nie wiem, co robić.
Jak znaleźć początek?
Powoli, wręcz niepewnie, unoszę krawędzie jej i tak podartej koszulki. Rzucam ją na łazienkowe kafelki i całuję nos Laury, która, nie czekając na nic, pozbawia mnie białego, trochę przepoconego T-shirtu. Obejmuje moją szyję rękoma, a koronka jej stanika lekko drażni moją skórę.
- Co się dzieje? - pyta cicho. Odgarniam jej włosy z twarzy i całuję czoło.
Teraz albo nigdy.
- Myślę, że cię kocham.
Chwila. Moment.
Dwa słowa.
Jej oczy błyszczą jak nigdy dotąd. Nie obchodzi mnie to, że tusz do rzęs nakreślił czarne kreski na jej policzkach. Scałowuję je za to delikatnie, żeby nie zranić skóry pod spodem. Opadające rzęsy Lau łaskoczą mój nos. Ciche westchnienie dziewczyny rozchodzi się ciepłą falą po moich skroniach, wywołując kolejne dreszcze.
- Kocham cię. – Tym razem wyrazy wychodzą ze mnie szybciej, prościej. Serce drży pod wpływem szczerych słów, wymawianych po raz pierwszy w życiu do innej dziewczyny. Jej uśmiech odbija się w słabym świetle pomieszczenia.
- Ja ciebie też - szepcze. Tylko tyle chciałem usłyszeć.
Gładzi mój kark, bawiąc się pojedynczymi kosmykami włosów. Staje na palcach i całuje mnie, a ja od razu otaczam ją ramionami. Dwa palce wdzierają się za pas dresów, które luźno wiszą na moich biodrach. Jej dotyk powoduje gęsią skórkę w miejscach, gdzie styka się z moją skórą. Laura rozwiązuje niezdarną kokardę trzymającą sznurki spodni, a one po chwili wolno opadają na moje stopy. Odrzucam je za szybę, sprawnie pozbywszy się przeszkadzających nogawek.
Pochylam głowę i wiodę nosem wzdłuż jej policzka. Delikatny zapach lawendy owija moje zmysły, zawsze tak pachniała. Wręcz niewyczuwalnie całuję jej skroń, ale po chwili odsuwam się ponownie.
To nie moja rola.
Nie dziś.
Pozwalam się jej prowadzić, zbyt wiele razy to ja przejmowałem kontrolę. Lau wydaje się być zagubiona w tym stanie rzeczy, ale wyraźnie podąża za uczuciami. I dobrze.
Największą przyjemność sprawia mi samo patrzenie na nią. Na to drobne ciało stojące zaraz przy moim, jest zaledwie na wyciągnięcie ręki.
Tak blisko, a tak daleko, prawda?
Gładzi palcami moją klatkę piersiową, boki, biodra, a każda wyznaczona przez jej opuszki droga zostawia po sobie gorący ślad.
Powstrzymuję nadchodzącą żądzę jej drobnego ciała, tym razem nie będę uprawiał seksu. Chcę się kochać. Chcę i to jest najważniejsze.
Dziewczyna zamyka palce na moich nadgarstkach i odsuwa się od moich ust. Spogląda na mnie spod pół przymkniętych powiek, pokrytych rozmazanym makijażem. Rozluźniam mięśnie, oddaję jej siebie.
Ujmuje moje dłonie w swoje i kieruje je w dół swojego ciała. Docieram palcem do zapięcia jej poszarpanych spodenek. Laura pogłębia pocałunek, co odbieram jako zgodę na dalsze poczynania. Guzik odpada już przy pierwszej próbie rozpięcia go, właściwie ułatwiając mi zadanie. Śmieję się tylko lekko z zaistniałej sytuacji, a Marano mi wtóruje. Przechodzę z pocałunkami niżej, na jej szyję i dekolt, jednocześnie ściągając jej spodenki, które od razu wyrzucam w ślad za resztą.
Podejmuję próbę ochłonięcia. Płytkie oddechy, rozgrzane ciała, a między nami warstwa bielizny.
Jedna warstwa.
Opieram dłonie o zimne kafelki nad barkami Laury i pochylam głowę.
Oczy, rzęsy, policzki, usta, skóra, włosy...
Jest piękna, zawsze była. Dopiero teraz potrafię to dostrzec. Kilkanaście siniaków sprawia jedynie, że pięknieje w moich oczach jeszcze bardziej.
Drobna. Mała. Delikatna.
Idealna.
Czy moja?
Czemu miałaby być moja?
- Dlaczego ja?
Pytam, bo nic nie rozumiem.
Z jej oczu bije wrażliwość, jaką zawsze obdarzała ludzi. Empatia, dobroduszność. Nie rozumiem, jak j a mogłem sobie na to zasłużyć.
- Mogę zamknąć oczy, ale serca nie zamknę. Bo ono nie chce być zamknięte. Ono chce cię widzieć dzień i noc. Chce cię widzieć gdy wstajesz, chce cię widzieć, gdy upadasz, kaleczysz się, uśmiechasz, płaczesz, krzyczysz, wołasz. Ono nie chce przestać na ciebie patrzeć. I ja też nie.
Nie potrzebuję więcej słów. Nieważne jak wielkim sukinsynem jestem, dano mi szansę. Szansę, która ma metr pięćdziesiąt siedem, piękne oczy, mały nosek i dobro w sobie.
I już nigdy więcej nie stracę tej szansy. Nigdy więcej.
Dziewczyna dyszy równie ciężko, jak ja, ale nie zamierza chyba przerywać. Nie chcę, żeby przerywała. Wbija palce pod moje żebra i przyciąga do krótkiego pocałunku, gryząc mnie przy tym w wargę. Mruczę cicho.
Szatynka unosi moje ręce i delikatnie przykłada je do swojej klatki piersiowej, nieustannie na mnie patrząc. Widzę rosnące w jej oczach pożądanie, ale nie dzikie - to jest pożądanie z miłości, zmysłowe, z uczuciem. Skierowane do mnie.
Rozluźnia uścisk, pozwalając mi tym samym na działanie. Mam czas. Mamy czas.
Kilka sekund później jej zszargany stanik z drapiącą koronką ląduje na podłodze łazienki, a ja powoli kreślę kółka na jej piersiach. Chłonę ją całą wzrokiem. Jej coraz bardziej płytki oddech doprowadza mnie na kolejne poziomy podniecenia. Przysuwam się do niej bliżej, chcę tej bliskości. Zdwojone pragnienie pojawia się z prędkością światła. Ponownie wędruję dłońmi po jej prawie nagim, wiele chudszym niż kiedyś ciele. Jedwabna skóra koi moje zmysły. Dociera do mnie, że dopiero teraz poznaję jej ciało. T e r a z, chociaż dotykam je i widzę nie po raz pierwszy.
W momencie, gdy mój palec zahacza za gumkę jej bielizny, rozumiem, że tu jest granica. Delikatna nitka, niczym ogromna bariera. I przekroczę ją dopiero, gdy ona się zgodzi.
Bo droga za granicą jest nową drogą. Naszą nową drogą.
Laura łapie za gumkę i z wolna ją ciągnie. Kabina prysznicowa odbija dźwięk cichego pęknięcia. Ku mojemu zaskoczeniu, sama zsuwa z siebie majtki i upuszcza do brodzika. Unoszę powieki do końca - mimo wszystko spojrzenie wciąż ma przepełnione miłością i spokojem. Jej czekoladowe oczy wydają się zamykać moje serce w czymś na podobieństwo oazy.
Bordowe paznokcie szatynki skrobią skórę przy linii moich bokserek i ciągną za materiał.
Przełykam ślinę, utrzymując z Lau kontakt wzrokowy.
Strach.
Wolniej, jesteś pewna?
- Laura...
- Chcę tego. - Jej szept jest krótki, zwięzły, na jednym wydechu, ale wyraża wszystko.
Bańka wątpliwości pęka, nie zostawiając po sobie ani kropli płynu.
Dziewczyna zsuwa ze mnie bokserki, a ja już wiem, że nie wytrzymam.
Odsuwam stopą bieliznę na bok i unoszę Laurę do góry. Szukam jej dłoni i splatam ją niedbale, lecz mocno ze swoją. Jej oddech jedynie mnie nakręca, a nogi oplecione wokół moich bioder wywołują chyba wszystkie hormony z mojego organizmu.
Wchodzę w nią niemal w tym samym momencie, gdy jej plecy obijają się o ścianę.
Stuknięcie.
Jęk.
Syk.
Ciepła woda uderza nas z góry, natychmiastowo mocząc nasze nagie ciała.
Śmiech, jej i mój.
Jej westchnienie.
Moje szczęście.
N a s z a chwila.
Kochać się a uprawiać seks. Dopiero teraz rozumiem różnicę.
Powstrzymuję nadchodzącą żądzę jej drobnego ciała, tym razem nie będę uprawiał seksu. Chcę się kochać. Chcę i to jest najważniejsze.
Dziewczyna zamyka palce na moich nadgarstkach i odsuwa się od moich ust. Spogląda na mnie spod pół przymkniętych powiek, pokrytych rozmazanym makijażem. Rozluźniam mięśnie, oddaję jej siebie.
Ujmuje moje dłonie w swoje i kieruje je w dół swojego ciała. Docieram palcem do zapięcia jej poszarpanych spodenek. Laura pogłębia pocałunek, co odbieram jako zgodę na dalsze poczynania. Guzik odpada już przy pierwszej próbie rozpięcia go, właściwie ułatwiając mi zadanie. Śmieję się tylko lekko z zaistniałej sytuacji, a Marano mi wtóruje. Przechodzę z pocałunkami niżej, na jej szyję i dekolt, jednocześnie ściągając jej spodenki, które od razu wyrzucam w ślad za resztą.
Podejmuję próbę ochłonięcia. Płytkie oddechy, rozgrzane ciała, a między nami warstwa bielizny.
Jedna warstwa.
Opieram dłonie o zimne kafelki nad barkami Laury i pochylam głowę.
Oczy, rzęsy, policzki, usta, skóra, włosy...
Jest piękna, zawsze była. Dopiero teraz potrafię to dostrzec. Kilkanaście siniaków sprawia jedynie, że pięknieje w moich oczach jeszcze bardziej.
Drobna. Mała. Delikatna.
Idealna.
Czy moja?
Czemu miałaby być moja?
- Dlaczego ja?
Pytam, bo nic nie rozumiem.
Z jej oczu bije wrażliwość, jaką zawsze obdarzała ludzi. Empatia, dobroduszność. Nie rozumiem, jak j a mogłem sobie na to zasłużyć.
- Mogę zamknąć oczy, ale serca nie zamknę. Bo ono nie chce być zamknięte. Ono chce cię widzieć dzień i noc. Chce cię widzieć gdy wstajesz, chce cię widzieć, gdy upadasz, kaleczysz się, uśmiechasz, płaczesz, krzyczysz, wołasz. Ono nie chce przestać na ciebie patrzeć. I ja też nie.
Nie potrzebuję więcej słów. Nieważne jak wielkim sukinsynem jestem, dano mi szansę. Szansę, która ma metr pięćdziesiąt siedem, piękne oczy, mały nosek i dobro w sobie.
I już nigdy więcej nie stracę tej szansy. Nigdy więcej.
Dziewczyna dyszy równie ciężko, jak ja, ale nie zamierza chyba przerywać. Nie chcę, żeby przerywała. Wbija palce pod moje żebra i przyciąga do krótkiego pocałunku, gryząc mnie przy tym w wargę. Mruczę cicho.
Szatynka unosi moje ręce i delikatnie przykłada je do swojej klatki piersiowej, nieustannie na mnie patrząc. Widzę rosnące w jej oczach pożądanie, ale nie dzikie - to jest pożądanie z miłości, zmysłowe, z uczuciem. Skierowane do mnie.
Rozluźnia uścisk, pozwalając mi tym samym na działanie. Mam czas. Mamy czas.
Kilka sekund później jej zszargany stanik z drapiącą koronką ląduje na podłodze łazienki, a ja powoli kreślę kółka na jej piersiach. Chłonę ją całą wzrokiem. Jej coraz bardziej płytki oddech doprowadza mnie na kolejne poziomy podniecenia. Przysuwam się do niej bliżej, chcę tej bliskości. Zdwojone pragnienie pojawia się z prędkością światła. Ponownie wędruję dłońmi po jej prawie nagim, wiele chudszym niż kiedyś ciele. Jedwabna skóra koi moje zmysły. Dociera do mnie, że dopiero teraz poznaję jej ciało. T e r a z, chociaż dotykam je i widzę nie po raz pierwszy.
W momencie, gdy mój palec zahacza za gumkę jej bielizny, rozumiem, że tu jest granica. Delikatna nitka, niczym ogromna bariera. I przekroczę ją dopiero, gdy ona się zgodzi.
Bo droga za granicą jest nową drogą. Naszą nową drogą.
Laura łapie za gumkę i z wolna ją ciągnie. Kabina prysznicowa odbija dźwięk cichego pęknięcia. Ku mojemu zaskoczeniu, sama zsuwa z siebie majtki i upuszcza do brodzika. Unoszę powieki do końca - mimo wszystko spojrzenie wciąż ma przepełnione miłością i spokojem. Jej czekoladowe oczy wydają się zamykać moje serce w czymś na podobieństwo oazy.
Bordowe paznokcie szatynki skrobią skórę przy linii moich bokserek i ciągną za materiał.
Przełykam ślinę, utrzymując z Lau kontakt wzrokowy.
Strach.
Wolniej, jesteś pewna?
- Laura...
- Chcę tego. - Jej szept jest krótki, zwięzły, na jednym wydechu, ale wyraża wszystko.
Bańka wątpliwości pęka, nie zostawiając po sobie ani kropli płynu.
Dziewczyna zsuwa ze mnie bokserki, a ja już wiem, że nie wytrzymam.
Odsuwam stopą bieliznę na bok i unoszę Laurę do góry. Szukam jej dłoni i splatam ją niedbale, lecz mocno ze swoją. Jej oddech jedynie mnie nakręca, a nogi oplecione wokół moich bioder wywołują chyba wszystkie hormony z mojego organizmu.
Wchodzę w nią niemal w tym samym momencie, gdy jej plecy obijają się o ścianę.
Stuknięcie.
Jęk.
Syk.
Ciepła woda uderza nas z góry, natychmiastowo mocząc nasze nagie ciała.
Śmiech, jej i mój.
Jej westchnienie.
Moje szczęście.
N a s z a chwila.
Kochać się a uprawiać seks. Dopiero teraz rozumiem różnicę.
Nie wiem jak ty, Mała, ale jak dla mnie po tym rozdziale notka jest zbędna.
Ale dobry gif nie jest zły.
Szczerze mówiąc, nie mogąc znieść imienia Laury i w ogóle jej postaci wyobrażałam sobie "nie, to nie jest Laura, Kasia, spokojnie. To tylko dziewczyna, którą sobie wyobrazisz".
OdpowiedzUsuńAle jestem okrutna.
Oki, wkurzyłam się. Jakby miała wszystkiego dość, na pewno wyprowadziłaby się, cokolwiek. A ona udowodniła mi, że jest łatwa xD "kocham cię" - te słowa przekonały ją, że Ross naprawdę ją kocha.
Aha, śmieję się.
Przepraszam za ten komentarz, ale jakoś tak... Laura jet tu przedstawiona jako pokrzywdzona przez los dziewczynkę. Może tak jest, ale mnie to nie przekonuje, nadal jej nie lubię XD
No ale może kiedyś dam jej szansę.
Koocham ten styl pisania, opisy, wszystko! Jest po prostu idealnie i nie mogłam się doczekać na rozdział, mimo Laury.
Spokojnego wieczoru,
All the love, Moon x
<3
OdpowiedzUsuńNie wiem, nosz cholera...
OdpowiedzUsuńTen rozdzial byl... trudny? Byl tak cholernie świetny i tak cholernie go kocham i nienawidze...
Wow, po prostu wow.
Nic dodac nic ując.
Czekam
-Wika aka ponczek
Cudny <3
OdpowiedzUsuńWiele pisać nie trzeba...
Pozdrawiam i czekam na next :)
Nominowałam Was do LBA. Szczegóły tutaj: http://alittlebitoflovewillchangeyourlife.blogspot.com/2016/07/lba.html
Usuń